szczesc Boże,
tkwię w zwiazku małzenskim tylko dla tego ze wzielismy slub w kościele, nic mnie z moim mężem nie łaczy, nawet rozmawiac nie mamy o czym, zreszta nie zalezy nam juz.. wiem juz na pewno ze to był błąd, tylko nie rozumiem dlaczego Bog przebacza jedne błedy, a innych nie… mam sie męczyc do konca życia z człowiekiem z którym nie bylabym ani minuty gdyby nie slub? jest jakies wyjście poza czekaniem na smierc ktora mnie uwolni od meża?
ps. terapie u psychologa juz mamy za soba, bez zmian.