Chcesz pisać na forum – zaloguj się! Zaloguj
Wpisz słowo kluczowe:


 






Użytkowanie znaków specjalnych:
*    zastępuje dowolną ilość znaków
%    Zastępuje dokładnie jeden znak

Modlić się czy nie?

UżytkownikWpis

17:05
10 października 2015


kinia

1

Szczęść Boże!

 

Jesteśmy z mężem młodym małżeństwem (ja mam 26 lat) 5 lat po ślubie. Zawsze wcześnie pragnełam zostać matką, ale cały czas mam pod górkę.

 

Mimo że w dzisiejszych czasach prawie nikt już tak nie robi, czekaliśmy z seksem do ślubu. Byłam bardzo dumna z mojego (wtedy) narzeczonego, że zgodził się uszanować czystość przedmałżeńską i zacierałam ręce jakie to dobre będzie z nas małżeństwo. Bo wszędzie trąbią, że seks przed ślubem niszczy związek.

 

Po ślubie szybko okazało się dlaczego było tak "łatwo". Mój mąż praktycznie nie miewa ochoty na seks. Na dziecko też nie bardzo. Czułam się strasznie oszukana przez Pan Boga i rozważałam nawet unieważnienie małżeństwa. Nadal rozważam. Mój mąż jest dla mnie bardziej jak brat niż małżonek. Jest fajnym facetem i dobrze się z nim mieszka, ale nie czuję jakbyśmy byli rodziną. 

 

Jako że seksu prawie nie uprawialiśmy, a gdy już dochodziło co do czego nie było wytrysku, nie było też szansy, żebym zaszła w ciążę tak normalnie, jak zachodzą miliony kobiet. Byłam więc zdana na łaskę i niełaskę męża, który najpierw nie chciał dziecka od razu po ślubie, potem chciał żebym skończyła studia zanim zaczniemy starania, a następnie mieliśmy czekać, aż dostaniemy kredyt. Modliłam się do Boga, wierząc, że dla niego nie ma nic niemożliwego i nawet w takiej sytuacji może dać nam dziecko. Rok temu w grudniu "przydarzyło się" że współżyliśmy akurat w moje dni płodne (pierwszy raz po 4 latach małżeństwa!). Gorąco prosiłam Boga, by wykorzystal ten "przypadek" i dał mi dziecko w ramach prezentu świątecznego ;) 

 

Codziennie przychodzi do mnie sms z cytatem z Pisma Świętego i tamtego 24 grudnia przyszło "Oto poczniesz i porodzisz syna…". Niestety ciąży nie było, ale uznałam to za obietnicę od Boga. Zaczęłam modlić się Nowenną Pompejańską "o rychłe zajście w ciążę". Gdy doszłam mniej więcej do połowy, odbyłam poważną rozmowę z moim mężem i zgodził się, żebyśmy zaczęli się starać o dziecko. Uznałam to za odpowiedź na moją prośbę i założyłam, że skoro udało się go przekonać, to teraz na pewno wszystko będzie dobrze i szybko zostaniemy rodzicami. Nie dokończyłam nowenny, ponieważ:

a) dużo pracuję, a na nią potrzeba czasu, tak długa modlitwa wyczerpywała mnie psychicznie i fizycznie,

b) musiałam awaryjnie bardzo intensywnie modlić się za mojego chrześniaka,

c) najważniejsze – zaczęłam mieć takie myśli, że nie powinnam modlić się o dziecko.

 

To się zaczęło już w wakacje zeszłego roku gdy pojechałam do Lichenia na spotkanie z o. Bosho Bora. Pojechałam modlić się o dziecko, ale trwając na modlitiwe w rozmowie z Bogiem miałam takie wrażenie, że On uważa, że to jeszcze nie czas. Że powinnam popracować nad swoim małżeństwem (więc o to się modliłam). Pracuję w szkole dla dzieci z zaburzeniami i problemami w uczeniu się i jestem wychowawcą bardzo trudnej klasy. Pracę z tymi dziećmi postrzegam jako specjalną misję od Boga. Mają ogromny potencjał i jeśli się je dobrze pokieruje będą kiedyś niesamoitymi ludźmi. Wydaje mi się, że Bóg chce, abym doprowadziła ich do końca edukacji w szkole (czyli jeszcze 2 lata). Modliłam się podczas rekolekcji również w tej intencji. W pewnym momencie o. Bosho Bora powiedział, że skoro modlimy się do Boga w swoich intencjach, to powinniśmy być też gotowi na poświęcenie czegoś ze swojej strony i poprosił, żebyśmy w myślach zastanowili się, co najcenniejszego możemy Bogu podarować, z czego zrezygnować, żeby pokazać mu naszą miłość. Automatycznie pomyślałam o dziecku. Chociaż wiedziałam, że to by było dla mnie coś strasznego, powiedziałam Bogu w modlitwie, że jeśli taka jest Jego wola i chciałby mnie pozbawić łaski macieżyństwa, to mu to oddaję. Oczywiście potem żałowałam. Wiadomo – emocje, podniosły moment, modlitwa, itp. Od wtedy mam takie wrażenie, że mi się nie należy. Że jak Bóg chce to da, a jak nie, to nie i żadna moja modlitwa tego nie zmieni.

 

Potem dostałam tę grudniową obietnicę i mąż zgodził się na rozpoczęcie starań. Najpierw promieniałam szcześciem, a potem przyszło przygnębienie i wyrzuty sumienia przy modlitwie. Że to wymuszanie na Bogu, brak zaufania, że skoro on nie chce mi dać dziecka od razu to ja próbuję od drugiej strony, modląc się przez wstawiennictwo Maryii. Przecież byłam 4 razy w Częstochowie i nic. To chyba nie tędy droga. No i przestałam się modlić o dziecko, zaczęłam się modlić o pomoc w mojej pracy w szkole. O łaski dla moich uczniów.

 

W lipcu byliśmy na wakacjach w Turcji. Czułam się bardzo źle – wydawało mi się, że mam objawy ciąży. Wszystko jakoś tak się samo układało, że byłam pewna że to już. Pojechaliśmy nawet na wcyieczkę do Efezu, bo mąż chciał zobaczyć starożytne miasto, a okazało się, że tam jest dom Maryii, w którym mieszkała ze św. Janem i że do tego miejsca pielgrzymują kobiety, które nie mogą zajść w ciążę i zachodzą. Wszystko było jak we śnie. Gdy dojechaliśmy na miejsce dostałam okresu – tydzień wcześniej niż normalnie. Nigdy nie mam takich wahań. Dookoła pustkowie, żadnego sklepu, żeby kupić podpaski, nic. Kolejny raz los zaśmiał mi się prosto w twarz. Strasznie to przeżyłam.

W lipcu byliśmy (nawet mąż się pofatygował!) na kolejnym spotkaniu z o. Bosho Borą. Zrobione jakby dla nas, bo tym razem ojciec na podstawie swojej wcześniejszej rozmowy z Bogiem skupił się na niepłodności i uzdrawianiu małżeństw mających problem z poczęciem. O tym były dwie konferencje, były specjalne modlitwy. Ojciec powiedział, że Bóg uzdrawia wszystkie małżeństwa i wszyscy zostaną rodzicami. Na razie rezultatów brak, a ja jestem tylko coraz bardziej sfrustrowana. Jakiś miesiąc temu sms z cytatem: "Bóg nie zapomniał o swojej obietnicy". Mam nadzieję, że to nie zbieg okoliczności. Że Bóg naprawdę mówi do nas przez Pismo Święte.

Proszę Księdza o odpowiedź na bardzo ważne dla mnie pytanie – czy mam prawo modlić się o dziecko? Bo w KKK jest napisane, że "dziecko nie jest czymś należnym, ale jest darem". Gdy się modlę mam natychmiast wyrzuty sumienia. Że zamiast robić to, do czego mnie Pan Bóg powołuje, ja chcę na urlop macierzyński, bo mam ochotę mieć dziecko tu i teraz. Czuję się jak potwór. A tyle tych modlitw dla niepłodnych i tylu ludzi mówi, że pomagają. Jakąkolwiek zaczynam, zaraz przerywam, bo czuję się jak rozpuszczone dziecko, które upiera się w sklepie, że chce cukierka.

Gdy mam chwile głębokiego kryzysu i kłócę się z Panem Bogiem, to go "straszę", że jak będę chciała, to rzucę pracę i, i tak będzie musiał znaleźć kogoś innego do opieki nad moją klasą, czy mi da dziecko czy nie. Bo mam wolną wolę. Wiem jednak i On też to oczywiście wie, że nigdy bym tego nie zrobiła. Bo po prostu się boję wykazać takie nieposłuszeństwo. A czuję się jak niewolnik.

Są dobre dni, gdy cieszę się moim powołaniem, a są takie, że mam ogromny żal i pretensje. Cała ta sytuacja oddaliła mnie od Boga. Rzadko chodzę do kościoła, nie spowiadałam się już pół roku. Ostatnio gdy wyznałam na spowiedzi, że w chwilach zwątpienia kłócę się z Panem Bogiem, dostałam mega ochrzan od księdza. A, no kłócę się, bo zdesperowana kobieta nie potrafii inaczej.

Proszę Księdza, czy ja już totalnie zbzikowałam? Czy ja mam się modlić czy cicho siedzieć i czekać? Już nie wiem, gdzie jest granica wolnej woli.

Bardzo proszę o odpowiedź.

Kinia

17:53
11 października 2015


groszek

2

Witaj Kinia

Nie jestem księdzem ale napiszę Ci coś od siebie. Trochę mamy podobny życiorys. Wiele przeszliśmy z meżem po nasze dziecko. Pamiętam jak modliliśmy się o potomstwo i wiele osób jeszcze, do tego osoby konsekrowane. Na tej drodze były słowa poznania, proroctwa z mszy sw. charyzmatycznych itp skierowane do nas i dla nas. Udało się począć dziecko ale droga do tego można ksiązkę grubą napisać. Drugi tom opisałby czas oczekiwania na poród i całą bardzo trudną ciązę, walkę o kazdy dzień zycia dziecka. Trzecia to czas po narodzinach, bo kolejna próba dla nas. Napotechnologia była nam pomocna było rozpoznanie wielu przeciwności i chodzenie po lekarzach, ale tez droga modlitwy, wielu wyrzeczeń i postu. Mówiono nam, ze przy drugim będzie łatwiej ale nie było. Było gorzej. Po modlitwach  i postach zaszłam w ciążę i mieliśmy wielkie nadzieje, wielkie plany. Na naszą kolejną rocznię ślubu mieliśmy nasz dar od Boga i wielkie błogosławieństwo. Trwało to nasze szczęście bardzo krótko skończyło się przed pierwszą ciążową wizytą u ginekologa. Pocieszano nas, ze to dobrze, ze tak szybko, bo z czasem byłoby gorzej. Nie miałam zabiegu, więc myśłałam, ze to nadzieja dla nas, ze można szybciej zajść w kolejną ciążę. Niestety nic z tego. Na wizycie dowiedziałam się o pogorszeniu mojego zdrowia a męża nasienie jest dość kiepskie.

Teraz już oddaje wszystko Bogu, jak mam mieć dziecko to będzie jak nie to musze się do tego nastawić. Modlimy się ale nie napastujemy na dziecko. Nie zniosę kolejnego poronienia. To gorsze od niepłodności.

Myśłę, ze warto żyć zgodnie z własnym powołaniem. Jak masz takie pragnienie, zeby mieć dziecko to warto się o nie modlić. To dar który daje sam Bóg, jak i kiedy to jego decyzja. Wszystko w jego rękach. Mąż powinnnien też się zaangazować jeśłi jemu jest bliska taka decyzja o staraniach o dziecko. Małżeństwo jest storzone do rodzicielstwa choć nie kazdy ma to szczeście żeby być rodzicami biologicznymi swoich dzieci.

Pozdrawiam serdecznie. Ufaj, ze Pan ma swoje plany wobec WAS. Modlić się trzeba, może o wolę Bożą, choć swoje plany mozesz miec. To jednak Bóg na decydujący głos. W tym trudnym czasie rozwijaj swoje pasje, pracuj i pielęgnuj swoje powołania. Jak jestes dobra w tym co robisz to pomnażaj talenty. Nie zakopuj ich pod ziemię, tu bunt i agresja obróci sie przeciw Tobie. Nie bedziesz pracować nic nie zyskasz a wiele mozesz stracić. Czy to warto? Mąż też człowiek, wybrałaś go z miłości. Jak macie problemy to warto o nich rozmawiac albo szukać pomocy. Nie czekaj az bedzie za późno. W małżeństwie jak jedna strona jest nieszcześliwa to cierpi cała wspólnota, bo to 50% związku. Warto modlić się wspolnie. Rekolekcje dla młżeńśtw to też wspaniały czas. Spowiedż i komunia trzyma nas przy życiu duchowym inaczej to tylko wegetacja i słabe odruchy życia.

Jest w Tobie tyle dobra które chce się uwolnić, pozwól mu na to. Daj sznasę sobie, wam i Bogu. Niestety na tej ziemi mamy szczyptę zachwytu i łyk cierpienia.

 

Z Panem Bogiem

19:01
11 października 2015


kinia

3

Dziękuję za miłe słowa, Groszku :)

 

Niestety mój mąż mało zaangażowany w sprawę. Wierzy w Boga, ale nie modli się, nie chodzido kościoła. Oczywiście przed ślubem ze mną chodził i obiecywał, że zmieni się po ślubie. Potem wyparł się, że coś takiego powiedział. Nie naciskam go za bardzo, bo to przynosi odwrotny skutek. Ale małymi kroczkami widzę, że zaczyna się dziać coś pozytywnego. Tak jaknapisałam był ze mną na tych całodziennych rekolekcjach, dziś byliśmy razem na mszy dla małżeństw mającychproblem z poczęciem dziecka. Może ten czas jest też nam dany, żeby umocnić swoją wiarę. Moja też trochę teraz kuleje ze względu na opisane przejścia.

 

Pozdrawiam i trzymam kciuki za Ciebie i męża. Masz rację, że trzeba byc twardym i realizować się w tym, w czym można. Pocieszam się, że przy dziecku nie miałabym tyle czasu, że to obciążenie, itp. ale są te beznadziejne dni, gdy to nie działa.

20:28
11 października 2015


groszek

4

Witaj

Cieszę się ze coś wniosłam w Twoje/ Wasze życie. Widzisz ja zazdrościłam troszkę osobom co były na tych rekolekcjach, wszyscy uzdrowieni, wszyscy zadowoleni. Widzę, ze jednak nie tak to wygląda. Nasze problemy w małzeństwie nas bardzo zbliżyły, ale głównie dzięki wspolnej decyzji, ze bedziemy walczyć RAZEM. Wsparcie mieliśmy ogromne z zewnątrz ale takie ciche modlitwy naszych bliskich też nam pomogły. Modlimy się razem, po lekarzach chodzimy razem, płaczemy razem albo na zmianę. To jest proces który u nas trochę juz trwa. Nie było tak na początku naszego małżeństwa, to owoc naszego wytrwania przy Bogu. Nie było cukierkowo, ja się strasznie buntowałam, płakałam, cierpiałam. To był ból straszny, mnie moja/nasza niepłodność dotykała do kości. Robiłam po ludzku wszystko co można, ufałam tak głęboko, że się doczekamy. Prowadziłam swoje życie, maksymalnie wykorzystywałam czas na pracę, pasje, wolontariat, dom i wiele innych. Szukaliśmy wsparcia i pomocy róznej i Pan Bóg stawiał nam na drodze takie osoby, co służyły nam pomocą. 

Musisz wiele zrobić sama i prosić Boga o pomoc tam gdzie nie dasz rady. To samo dotyczy męza. Pan Bóg oczekuje od ludzi zaangażowania jak na Weselu w Kanie. Samo się nie zrobi. Jednak niewiele możemy zrobić jak Pan nam nie błogosławi, jak nie ma w tym Jego woli. Ja tego nie ogarniam jeszcze na 100% ale piszę swoje przemyśłenia po latach walki i cierpień. 

Nie martw się tym co bedzię lub czego nie będzie jak będziesz mieć dziecko. To nie jest Twoje ani wasze zmatrwienie na teraz. Przyjdzie taki czas i bedziesz wiedzieć co robić i jak ma się ułożyć wasze życie z dzieckiem. Wszystko ma swój czas i miejsce. Żyj tu i teraz i korzystaj z tych możliwości co masz i macie. To niech będzie Twoje "zmartwienie" jak dobrze przeżyć dzień, jakie plany na ten dzień, tydzień itp. Dalsze plany można snuć ale one są jeszcze w rękach Bożych…

Pozdrawiam dobrych wyborów Wam życzę. Wsparcia szukaj i pomocy, bo sama tego nie musisz nosić. Módl sie o opiekę do Aniołów Strózy, Matki Bożej i proś Boga o światło w waszej sprawie. Godna i dobra intencja zostaje wysłuchana.

 

Pozdrawiam. Dobrego czasu i wszystkiego dobrego. Dużo zdrowia dla was i miłości. Z Bogiem

00:39
17 października 2015


ks. Grzegorz

5

Szczęść Boże Kiniu,

nie mam wątpliwości, że ma Pani prawo, by modlić się o dziecko. Każda potrzeba – jak to wyraźnie potwierdza Katechizm Kościoła Katolickiego– może stać się przedmiotem prośby (por. KKK 2633). A prośba o to, by stać się mamą i tatą zanoszona przez małżonków jest szczególnie zasadna, bo przecież jest błaganiem, by mogli oni zrealizować wpisane przez samego Boga w kobietę i mężczyznę powołanie do macierzyństwa i ojcostwa. Możecie więc Państwo modlić się o to, by wypełnienie tego powołania stało się możliwe w Waszym małżeństwie poprzez poczęcie i urodzenie potomstwa. Ważne jest jednak jednocześnie, by nie pomylić prawa do modlitwy o dziecko z modlitwą o realizację prawa do posiadania dziecka. Jak Pani słusznie zauważyła, dziecko nie jest czymś należnym, jest zawsze darem, i to darem samego Boga. Można prosić o ten dar, ale niewłaściwym byłoby występowanie z żądaniem otrzymania go. Ważne jest, by starać się prosić z mocną wiarą, że Bóg nigdy nie lekceważy żadnej modlitwy, ale wciąż odpowiada na nasze prośby ofiarowując te dobra, które są nam najbardziej w danym momencie potrzebne (a tylko On wie, co jest nam najbardziej potrzebne tak naprawdę!). Istotne, by prosić z wewnętrznym przekonaniem, że największą wartością modlitwy jest spotkanie z Bogiem, budowanie z Nim coraz głębszej więzi i otwieranie dla Jego pełnej miłości obecności wszystkich wymiarów życia osobistego i małżeńskiego. Bycie w bliskiej relacji z Bogiem pozwala przyjmować, akceptować Jego wolę. Dlatego wydaje mi się niezmiernie ważne, abyście Państwo o tę relację z Bogiem nie przestawali się starać, byście ją pielęgnowali i pogłębiali dostępnymi na co dzień sposobami: poprzez modlitwę osobistą i – jeśli to tylko możliwe – małżeńską, wierne uczestnictwo w Eucharystii, regularną spowiedź. Pan Bóg naprawdę nie zostawia Was samych w trudnościach, cierpieniu, zmaganiach… I ważne, by każdego dnia zbliżać się do Niego.

Pisze też Pani o wyrzutach sumienia związanych z modlitwą o zrealizowanie pragnienia urodzenia dziecka w sytuacji, gdy traktuje Pani swoją pracę w szkole jako specjalną misję powierzoną przez Boga. Jest dla mnie jasne, że służy Pani uczniom z wielką pasją, troską i poczuciem odpowiedzialności. Zaangażowanie w pomoc dzieciom jest już teraz jakąś formą realizowania powołania do macierzyństwa. Czy zatem – pyta Pani – nie należałoby wyrzec się (przynajmniej na razie) macierzyństwa fizycznego i poświęcić się uczniom? Jak rozeznać w tej kwestii wolę Pana Boga? Bez wątpienia Pan Bóg troszczy się zarówno o Państwa, jak i o dzieci powierzone Pani opiece w szkole. Myślę więc, że najlepiej zaufać tej Jego trosce, Jego miłości i z jednej strony starać się nadal jak najlepiej służyć uczniom, z drugiej bez wyrzutów mówić Bogu o pragnieniu macierzyństwa i kierować do Niego prośbę o poczęcie i urodzenie dziecka, błagając jednocześnie o przyjmowanie z pokojem serca Jego woli.

I jeszcze kilka słów odnośnie kłócenia się z Panem Bogiem… Najważniejsze na modlitwie jest to, żeby niczego przed Bogiem nie udawać… Przecież On i tak zna najlepiej prawdę o tym, co się w Pani sercu dzieje. Bogu na pewno nie zależy na tym, żeby podczas rozmowy z Nim wkładać jakieś maski. On oczekuje przede wszystkim autentycznej rozmowy, powiedzenia jak jest naprawdę, co boli, czego nie rozumiem, co mnie złości, z czym sobie nie daję rady. A tego co trudne zazwyczaj nie wyraża się spokojnie, bez emocji… Na to wszystko na modlitwie jest miejsce. Po prostu zdesperowana kobieta ma być na modlitwie zdesperowaną kobietą, która ze swoją desperacją zwraca się do Boga i w rozmowie z Nim szuka ukojenia. W tym kontekście bardzo ciekawe jest zdanie w Katechizmie Kościoła Katolickiego dotyczące modlitwy prośby: „Nowotestamentowe słownictwo wyrażające błaganie jest bogate w odcienie znaczeniowe i oznacza: prosić, żalić się. wołać natarczywie, wzywać, podnosić głos, krzyczeć, a nawet „walczyć na modlitwie”” (KKK 2629). Te wszystkie określenia pokazują, że modlitwa ma być żywą rozmową z Kimś, z kim jestem w bliskiej relacji, a nie jakąś konwencjonalną, ugładzoną mową.

Nie tak dawno w miesięczniku „W drodze” została opublikowana rozmowa z ks. Krzysztofem Wonsem dotycząca modlitwy. Ponieważ poruszone są w niej wątki, o które Pani pyta zachęcam, by rzucić na nią okiem. Tekst jest dostępny tutaj: http://www.miesiecznik.wdrodze…..iF1v9LhCWg

Pozdrawiam mocno i życzę pokoju serca w drodze ku rodzicielstwu! Pamiętam w modlitwie! 

19:42
17 października 2015


kinia

6

Dziękuję Księdzu za odpowiedź. Dziś mam szczególny kryzys i cieszę się, że mogłam w takiej chwili przeczytać słowa od Księdza. Pozdrawiam

23:01
17 października 2015


ks. Grzegorz

7

Tym bardziej towarzyszę modlitwą… Pozdrawiam



 

Możliwość komentowania jest wyłączona.