Jak już wspominałam tutaj mój mąż co kilka tygodni miał przelotne wysokie gorączki, co bardzo szkodziło jego płodności. Po wielkich zmianach w diecie (wyeliminowanie mleka i jego przetworów oraz wprowadzenie mnóstwa, mnóstwa warzyw i pełnego ziarna) problem znikł. Przez kolejny rok raz gorączka pojawiła się z przyczyn emocjonalnych, gdy dostał polecenie służbowe zmiany miejsca pracy (przeniesienie z centrali firmy do filii w innym mieście), oraz jeszcze jeden raz – nie udało się nam ustalić z jakiego powodu.
Wówczas naprotechnolog zadecydowała: Pozbyć się ropnych migdałków! Bez dyskusji!
U laryngologa przyjmującego na NFZ mąż został zakwalifikowany do bezpłatnego zabiegu. Czas oczekiwania – rok!!! O nie! Nie będziemy czekać tak długo! Postanowiliśmy pozbyć się jednym cięciem migdałków i pewnej ilości gotówki i zabieg opłacić z własnej kieszeni. Nie obyło się bez zaskakujących sytuacji. Trzeba było wybrać się na wizytę do prywatnej kliniki. Weszliśmy do gabinetu razem. Męża zapytano, czy podejrzewa ropne migdałki o jakieś przewlekłe problemy zdrowotne, np. ze stawami, sercem itp.
Mąż: – Nie!
Ja: – Ależ oczywiście, że tak! Podejrzewamy, iż być może zaburzają spermatogenezę, i przez to nie możemy doczekać się dziecka!
Lekarz: – A, to bardzo ciekawe! Co prawda pierwszy raz przychodzi do mnie mężczyzna z niepłodnością, ale jeśli chodzi o kobiety, to problemy z migdałkami prowadzą do nawykowych poronień. Usuwamy im migdałki, a za rok przysyłają zdjęcia noworodków. Tak, tak, kilkoro dzieci urodziło się dzięki mnie, choć jestem „tylko” laryngologiem. To kiedy zabieg? Za miesiąc?
Mąż: – Ale ja wtedy muszę być w pracy bo Krzysiek ma wykupione wczasy…
Ja: – O nie! Żaden Krzysiek nie będzie ważniejszy od Twojego zdrowia! Masz wyrwać i koniec, nie będę czekała i nie interesują mnie czyjeś wakacje, ani twoja praca, ani to, czy ma cię kto zastąpić!
Uch, nazwijmy to przejawem egoizmu, ale dobrze, że to powiedziałam, ponieważ dzięki temu lekarz znalazł rozwiązanie: – W takim razie operacja w najbliższy wtorek i do czasu urlopu kolegi będzie pan już w stanie wrócić do pracy, ale zaznaczam, że przez 6 tygodni po operacji będzie pan czuł się fatalnie.
Tu nastąpił szczegółowy opis przygotowań do zabiegu oraz tego, jak będzie wyglądała rekonwalescencja, a według doktora – dorośli ten prosty i szybki zabieg znoszą o wiele gorzej niż dzieci.
Zatem ustalone. Wtorek nadszedł bardzo szybko. W recepcji kliniki rejestratorka zignorowała męża i poprosiła mnie o dokumenty – byłam tak blada i drżąca, że myślała, że to ja będę operowana… Denerwowałam się okropnie, wolałabym sama dać się ciąć niż wystawiać na to cierpienie mojego ukochanego męża, niestety nie było takiej opcji Z tego wszystkiego faza owulacyjna mi się zaburzyła, po jednym białym znaczku nastąpiła długa przerwa zanim znów pojawiła się płodność, więc wpływ stresu na cykl też na sobie przerobiłam…
Mój mąż za to nie okazywał najmniejszego strachu. Nie zapomnę, jakim dzielnym marszem wchodził na salę zabiegową, zrobiło to na mnie piorunujące wrażenie! Podziwiam go za to! Spytałam później, jak udało mu się zachować taką zimną krew. Odparł, że zrobi wszystko aby być zdrowym i mieć dzieci…
Po kilku godzinach od zabiegu wróciliśmy do domu wyposażeni w odpowiednie instrukcje i numer telefonu alarmowego na wypadek krwawienia. Sprawdziło się każde słowo lekarza – z każdym dniem mąż czuł się paskudniej… Bardzo obawiałam się, jak zniesie jedyny możliwy pokarm w pierwszych dniach – lody waniliowe. (I tak mógł je jeść dopiero gdy ketonal zaczynał działać…) Czy mleko nie zniszczy tego, co do tej pory naprawiliśmy dietą? Na szczęście nic się nie stało – żadnej gorączki, żadnych bólów brzucha! Hurra! W jakiś sposób mleko z lodów nie zaszkodziło! Czyżby po niemal roku diety eliminacyjnej jelita zostały zregenerowane? Czy bariera jelitowa została uszczelniona? Wygląda, że tak! Maślanka, kefir i twarożek wróciły do diety i nie powodują już żadnych kłopotów.
Od września 2012 do chwili obecnej nie pojawiła się żadna gorączka u męża. On – kiedyś chorujący niemal co miesiąc – całą zimę był najzdrowszy w rodzinie: kiedy w naszym mieście szalał wirus grypy jelitowej – wszyscy potrzebowaliśmy trzech dni, aby ją przechorować, a mojego męża tylko jeden raz mocniej zemdliło… Podczas jednego ze spacerów w lutym, gdy temperatura wynosiła zaledwie +2 stopnie, mąż sam zauważył, że kiedyś już dawno drapałoby go w gardle i czułby się źle, a teraz spacer sprawia mu przyjemność! To prawda – kiedyś, przed naprotechnologią, udawało mi się namówić go na wyjście z domu tylko, gdy temperatura wynosiła 10-25 st. Celsjusza, gdy było mniej – to już było za zimno… W skrócie – poprawa samopoczucia i odporności – niesamowita!
Jakie wnioski płyną z tej historii?
Na pewnym forum internetowym często czytałam o nawykowych poronieniach ale wyszukiwarka tego forum na hasło „ropne migdałki/migdały” wyszukuje zaledwie kilka postów… Dlaczego? Moja hipoteza: gdy pacjent przychodzi do tzw. kliniki „leczenia” niepłodności, to po inseminację lub coś więcej, a nie aby usunąć migdałki, prawda?
Pacjentki naszego laryngologa tak szybko zostały matkami, że nie zdążyły zapisać się na wspomniane forum. Ktoś im dobre leczenie zaproponował po prostu…