Rekolekcje w Sulejówku, czyli z niepłodnością za pan brat



Sobota była najbardziej intensywnym z tych trzech dni spędzonych w Sulejówku. Jednak – mimo wielości treści, które się pojawiły – program nie był bardzo napięty i dało się znaleźć też czas na odpoczynek i wyciszenie. Dzień rozpoczęliśmy jutrznią, po której mieliśmy okazję spotkać się zarówno z ks. Michałem, jak i z ks. Piotrem Kieniewiczem, z którym rozważaliśmy moralno-etyczne zagadnienia związane z problemem niepłodności. Obydwu Księży słuchało nam się bardzo dobrze (i równie dobrze zadawało nam się pytania) – tak dobrze, że nie zauważyliśmy, kiedy nadszedł czas pysznego obiadu. Po południu mieliśmy spotkanie z psychologiem, podczas którego mogliśmy zapoznać się z problemem niepłodności od strony psychologicznej, a wieczorem odwiedzili nas: pani pracująca w warszawskim ośrodku adopcyjnym i pan – ojciec adopcyjny wraz ze swoją córką. Dzięki temu punktowi programu mogliśmy dowiedzieć się więcej o procedurze i warunkach adopcji, wyjaśnić wszelkie wątpliwości z tym związane i dopytać o to, co nie było dla nas jasne.
Oprócz takich stricte merytorycznych spotkań w tym dniu, mieliśmy też czas i okazję, aby wspólnie z ks. Michałem skupić się na rozważaniu psalmu, co było bardzo ciekawą formą pogłębiania sfery duchowej.

Ona: Kiedy dowiedziałam się, że temat pierwszego spotkania brzmi: „Chrześcijanin w służbie i obronie życia”, a kolejny „Medycyna na Bożej ścieżce”, nie poczułam jakiejś specjalnej ekscytacji. Szczerze mówiąc, pomyślałam, że nic nowego się tam nie dowiem i po raz kolejny wysłucham krytyki sztucznego zapłodnienia. Myliłam się. Ks. Piotr opowiadał o zagadnieniach związanych z moralnością i etyką, a robił to w tak ciekawy sposób, że trudno go było nie słuchać.

Uzupełnieniem tej części było dla mnie późniejsze rozważanie psalmu z ks. Michałem, kiedy to po pierwsze poznałam nowy sposób analizowania Pisma Świętego, a po drugie mogłam skupić się bardziej na modlitwie i Bogu, któremu nie zawsze poświęcam tyle czasu i uwagi, ile bym sobie życzyła… Dodatkowym plusem było dla mnie również doświadczenie modlitwy w kilkuosobowej wspólnocie, czego podczas codziennej modlitwy w domu mi brakuje.

On: Rzadko trafia się okazja, aby móc bardzo bezpośrednio i otwarcie porozmawiać o bardzo przecież złożonych zagadnieniach związanych z etyką płodności. Jeszcze rzadziej udaje się uzyskać nie tylko wyczerpujące, ale jeszcze mądrze uzasadnione odpowiedzi.

Ważne dla mnie było spotkanie z rodzicem adopcyjnym oraz osobą pracującą w ośrodku adopcyjnym. Ich świadectwo sprawiło, że musiałem wiele spraw sobie przemyśleć i poukładać na nowo. Ale dobrze było usłyszeć, że wiele moich obaw, lęków jest czymś normalnym, że mam do nich prawo. Przyznam się, że spotkanie dało mi nadzieję – że inne drogi niż biologiczne rodzicielstwo nie są one zarezerwowane dla osób o heroicznych cnotach.

***

Niedziela była już głównie dniem modlitwy i podsumowaniem czasu rekolekcji. Modliliśmy się za siebie nawzajem, prosząc by Bóg obdarzył nas upragnionym potomstwem lub pomógł nam zaakceptować naszą bezdzietność, jeśli jest nam pisana.
Na samym końcu podzieliliśmy się ze sobą nawzajem naszymi przeżyciami z kończącego się weekendu, podziękowaliśmy ks. Michałowi za organizację rekolekcji (mimo tak okrojonego grona uczestników) i po bliższym zapoznaniu się z przygotowanym obiadem, bogatsi o nowe doświadczenia, wyjechaliśmy z Sulejówka.

Ona: W zmaganiach z problemem niepłodności często skupiam się na konkretnych działaniach: diagnoza, leczenie, wizyty u lekarza, dieta, naprotechnologia itp. I zauważyłam, że łatwo mi wtedy zapomnieć o Bogu. Może nie całkowicie, bo modlę się do Niego codziennie, ale jakoś oddzielam jedno od drugiego – trochę na zasadzie: modlitwa modlitwą, ale z niepłodnością to trzeba iść raczej do lekarza niż do Pana Boga. Przez co niejednokrotnie czuję później, że z naszymi problemami zostaliśmy z mężem sami. A te rekolekcje, zwłaszcza właśnie niedzielne modlitwy, przypomniały mi, że bez względu na wszystko, Pan Bóg powinien być na pierwszym miejscu. Co oczywiście nie wyklucza jakiegokolwiek leczenia i konsultacji lekarskiej, ale żeby przede wszystkim powierzać swoje troski i radości Temu u Góry. Nie wspominając już o tym, że modlitwa działa na mnie wyciszająco, a w gąszczu wielu emocji, łatwo o chaos i niepokój.

On: Wyjeżdżałem z rekolekcji z bardzo dużym poczuciem wewnętrznego pokoju. Miałem poczucie, jakby Bóg wyciągnął na wierzch te często tłumione uczucia, lęki i je przemienił, uleczył. Pomimo upływu czasu dalej jest we mnie ten pokój.

Marta i Michał


MS





Dodaj komentarz