Zaczęliśmy regularnie jeździć na nabożeństwa z modlitwą o uzdrowienie do ojców Reformatów do Wieliczki, Zakliczyna i przez wiele miesięcy powierzaliśmy Jezusowi nasze życie, naszych bliskich, nasze rodziny i otwieraliśmy się na łaskę uzdrowienia. W międzyczasie w moje ręce, ufam, że nie przypadkowo, zaczęły trafiać książki, z wieloma świadectwami ludzi, których Jezus dotknął i uzdrowił dzięki modlitwie wstawienniczej, zaczęłam uświadamiać sobie liczne duchowe obciążenia (m.in. okultyzm, grzechy samobójstwa), będące w naszej rodzinie, które mogłyby być przyczyną naszych problemów a także innych chorób i problemów obecnych wśród naszych najbliższych. Po wielu miesiącach, we wrześniu 2010 wybrałam się na rekolekcje z modlitwą o uzdrowienie i uwolnienie do ojców reformatów do Wieliczki. To były 3 dniowe rekolekcje, prowadzone przez ojca Pacyfika Iwaszko. Niestety ze względu na pracę mojego męża, w rekolekcjach brałam udział sama. Już przez kilka dni przed rekolekcjami zaczęłam odczuwać ogromne bóle głowy i zastanawiałam się czy dam radę wytrzymać na rekolekcjach. W końcu w piątek po pracy pojechałam prosto do Wieliczki, z wewnętrznym przekonaniem, że pewnie na pierwszej wieczornej Eucharystii ból głowy minie. Tak się też stało, ból głowy minął i muszę przyznać i zaświadczyć, że do dziś, a jest czerwiec 2011 nigdy nie wrócił. Bóle głowy, często migrenowe, towarzyszyły mi od dzieciństwa i były dość częste. To była pierwsza łaska, którą zostałam obdarzona podczas tych rekolekcji. Rekolekcje trwały 3 dni i były bardzo mocnym i niepowtarzalnym dla mnie przeżyciem, kluczowym punktem rekolekcji okazało się indywidualne spotkanie z kapłanem. Wówczas podczas rozmowy z ojcem, opowiedziałam mu całą naszą historię, nasze problemy z płodnością, liczne problemy w rodzinie (choroby, czy też ciągłe problemy materialne, których doświadczają nasi najbliżsi) a także sytuacje i fakty z życia rodziny, które uświadomiłam sobie w ostatnich miesiącach (tj. samobójstwa, okultyzm, rozwody, związki niesakramentalne itp.). Na koniec naszej rozmowy ojciec powiedział, że pomodli się nade mną modlitwą o uwolnienie, o uwolnienie od wszelkich duchowych obciążeń, które mogłyby być przyczyną naszej niepłodności. Ani kapłan ani ja nie mieliśmy pewności, czy źródłem naszych problemów są właśnie obciążenia duchowe, niemniej świadomość tych faktów była decydująca aby modlić się i prosić Jezusa o uwolnienie. Wówczas kapłan nałożył nade mną ręce i zaczął modlić się prosząc Jezusa aby zniósł wszelkie duchowe przeszkody. Po zakończonej modlitwie, która była tuż na koniec rekolekcji wróciłam do domu. Czułam ogromne zmęczenie fizyczne, o którym uprzedził mnie ojciec, że mogę go doświadczyć po tej modlitwie.
Efekty modlitwy odczułam już w kolejnych dniach, otrzymałam ogromne siły fizyczne i ogromną łaskę modlitwy, szczególnie modlitwy różańcowej. Różaniec zaczęłam odmawiać każdego dnia. Tak jak kiedyś jadąc pociągiem do pracy, po prostu spałam zmęczona i nadrabiałam wypoczynek, tak teraz pełna sił po prostu się modliłam. Modliłam i błogosławiłam ludzi, którzy byli obok mnie w pociągu. Kilka tygodni później na początku listopada spotkałam się z koleżanką, która także doświadczała niepłodności i wówczas w czasie naszej rozmowy w pewnym momencie bardzo poruszona patrząc na mnie zaczęła płakać. Zobaczyła mnie wówczas z maleńkim dzieckiem na rękach. Uspokajałam ją, mówiąc, że jeżeli to proroctwo to na pewno się tego dowiemy. Dzień wcześniej byłam u sióstr nazaretanek, na spotkaniu z siostrą Lidią i Panią z Gościa Niedzielnego, która przygotowywała wówczas artykuł o duszpasterstwie niepłodnych małżeństw, które kilka miesięcy wcześniej uruchomiłyśmy wraz z koleżanką w Krakowie przy zgromadzeniu sióstr nazaretanek. To spotkanie z siostrą Lidią jest bardzo istotne.
Niewiele później, pod koniec listopada dowiedzieliśmy się, że oczekujemy potomstwa, wiedzieliśmy, że zostaliśmy uzdrowieni, w trakcie pierwszej naszej wspólnej modlitwy Psalmem 113 dziękowaliśmy Panu i wychwalaliśmy wielkość i łaskawość Boga, który „Pozwala niepłodnej zamieszkać w domu jako matce cieszącej się dziećmi”. Kilka dni później, będąc na Mszy Świętej dla niepłodnych małżeństw z wielką radością, przekazałam siostrze Lidii naszą dobrą nowinę, wówczas siostra bardzo poruszona zapytała ile może mieć to dzieciątko? Ile dni? Tygodni? Wiedziałam, że około trzech tygodni. Wówczas siostra nie mogąc powstrzymać ogromnego przejęcia i radości, powiedziała, że właśnie jakieś trzy tygodnie temu, gdy się spotkałyśmy, po naszej rozmowie z Panią z GN, tak bardzo gorąco modliła się do Pana Jezusa, aby dał jakiś znak, że już od kilku miesięcy siostry modlą się i proszą w intencji małżeństw niepłodnych skupionych wokół naszego duszpasterstwa i proszących o wsparcie modlitewne i prosiła na modlitwie, aby Pan dał choć to jedno dzieciątko….
Pan Jezus bardzo szybko odpowiedział na tą modlitwę i jasnym stało się także, że to czego doświadczyłam podczas spotkania z koleżanką było proroctwem.
Modlitwa sióstr, modlitwa kapłanów, nasza modlitwa została wysłuchana. Dziś oczekujemy narodzin naszego dziecka i dziękujemy Bogu za ten ogromny dar i ogromną łaskę jaką jest nowe życie, które noszę pod swoim sercem. Zaufaliśmy najlepszemu reżyserowi naszego życia, który przeprowadził nas przez doświadczenie niepłodności uzdrawiając wiele sfer wymagających uzdrowienia, uwalniając od wszelkich obciążeń, dając czystą kartę duchowo nam i naszemu dziecku.
Pragnę na koniec powtórzyć to, co mówiłam jeszcze przed uzdrowieniem, przed poczęciem naszego dziecka, co mówiłam podczas spotkania z Panią z GN, nie mając pewności czy kiedykolwiek będzie nam dane posiadać swoje, biologiczne dzieci, powtarzałam wówczas wielokrotnie, że błogosławię Boga za doświadczenie niepłodności, bo ono naprawdę przyprowadziło i bardzo zbliżyło mnie do Jezusa. Uświadomiłam sobie w czasie niepłodności, której doświadczałam, że każdy krzyż który dźwigamy może mieć sens, że każdy krzyż może nas jeszcze bardziej przybliżyć do prawdziwej i pełnej Miłości.
Niech imię Pańskie będzie błogosławione na wieki, Jezus żyje, Jezus czyni cuda i uzdrawia! Jezus jest Panem! Alleluja!
/Ola i Kuba/