Z tych właśnie powodów, nawet, gdyby nie istniał problem zarodków nadliczbowych procedura in vitro byłaby nie w porządku. Ale niestety ten problem istnieje, nie jest jedynie wirtualny i jasno trzeba powiedzieć, że aby zaspokoić na drodze procedury in vitro swoją potrzebę rodzicielstwa często trzeba kilka istnień ludzkich zgładzić. Zabijamy kilku, aby mógł żyć jeden, a ten jeden powołany został do życia, abyśmy mogli być rodzicami. Innymi słowy zabiliśmy kilka istnień ludzkich po to, aby ukoić nasz ból bezdzietności i zaspokoić naszą potrzebę rodzicielstwa. Wiem, że są to mocne słowa, ale ja jednak jestem przekonany, że nawet najlepszych potrzeb nie można zaspokajać posługując się życiem ludzkim – obojętnie, tworząc je czy zabijając. Wkurza mnie to, że Kościół wychodzi na „wielkiego niewrażliwca”, kiedy atakuje proceduję in vitro. A przecież to, co Kościół w ten sposób robi to nic innego jak mówienie w imieniu tych, którzy sami jeszcze mówić nie mogą, bo nie dano im czasu, aby się rozwinęli. Wydaje mi się, że właśnie to należy w pewnym sensie do misji Kościoła – mówić w imieniu tych, których nikt do głosu nie chce dopuścić. Rodzice cierpiący z powodu bezdzietności mają prawo i powinni być wysłuchani – ale oni mogą mówić. Miliony w skali świata zamrożonych i schowanych w lodówkach istnień ludzkich mówić nie może. Jak tylko nie będą przydatne wyleje się je do kanalizacji, albo utylizuje tak jak inne „odpady” medyczne. Nie są już potrzebne, aby zaspokoić czyjąkolwiek piękną i cudowną potrzebę rodzicielstwa, więc spokojnie możemy otworzyć kosz. Cóż, każdy kto jest na tyle duży, aby sam zawalczył o swoje piękne i ważne potrzeby, ma prawo je realizować – zwłaszcza kosztem tych, którzy nie mogą jeszcze się o nic upomnieć. Tym, którzy mają na tyle dużo lat, aby słusznie poruszyć nasze uczucia swoim cierpieniem bezdzietności pozwalamy zaradzić ich cierpieniu korzystając dowolnie z prawa do „ożywiania i zabijania”. To może wszystkim na tyle dużym, aby upomnieć się o swoje prawo do życia a jednocześnie na tyle chorym, że życie ich jest zagrożone, pozwolimy zaradzić ich strasznemu cierpieniu za pomocą wycieczki na jakiś oddział pacjentów pogrążonych w śpiączce, którzy mówić nie mogą i w ogóle nie wiadomo, co tam w środku jest. Pochylmy się nad wielkim cierpieniem ludzi, którzy w stanie zagrożenia życia czekają na przeszczepy różnych narządów i pozwólmy im pobrać sobie, co potrzebują z „mniej wygadanych” pacjentów. Jeśli rodziny tychże mniej wygadanych będą protestować, to powiemy, że są niewrażliwi na ludzką biedę i choroby. Kościół ma to przeznaczenie, że jest najbliższą rodziną najbardziej „niemych” ze wszystkich pacjentów.
Z całym szacunkiem, ale jeśli ból bezdzietności porusza nasze serce, a problem technicznie określany jako „zarodki nadliczbowe” nie robi na nas specjalnego wrażenia oznacza to ni mniej ni więcej jak to, że jesteśmy kompletnymi hipokrytami. Najbardziej mnie denerwuje to, że najgorsze procedury i najbardziej potworne zbrodnie są dokonywane pod pozorem tego, że są pełną współczucia próbą zaradzenia cierpieniom ludzkim. Jestem osobiście dumny z Kościoła, że żali się w imieniu tych, którzy sami żalić się nie mogą.
Bezdzietność jest potwornym cierpieniem, ale nie można leczyć biedy jednych, zadając krzywdę innym.
Podsumujmy.
1) Nie wolno powoływać do istnienia, ani nawet wykorzystywać istnienia innej istoty ludzkiej do tego, aby zaspokoić najlepsze nawet i najbardziej wzniosłe ludzkie potrzeby
2) Nie wolno podejmować prób zaradzenia ludzkiemu cierpieniu posługując się instrumentalnie innym istnieniem ludzkim
3) Osoba ludzka zawsze musi być celem sama w sobie, nigdy zaś środkiem służącym do osiągnięcia najwspanialszego nawet celu
4) Żaden, najlepszy nawet cel, nie może usprawiedliwić złych moralnie środków służących do jego osiągnięcia.