Chcesz pisać na forum – zaloguj się! Zaloguj
Wpisz słowo kluczowe:


 






Użytkowanie znaków specjalnych:
*    zastępuje dowolną ilość znaków
%    Zastępuje dokładnie jeden znak

Jak to rozumieć?

UżytkownikWpis

19:16
8 października 2011


madafu

1

Szczęść Boże

Mam pytanie, które nutruje mnie bardzo. Często tak jest, że kiedy człowieka dotyka cierpienie, zadaje sobie i Panu Bogu dużo pytań. Ja zadaję sobie pytanie o to, czy wszystko co nas spotyka w życiu jest wolą Pana Boga? Tzn czy sytuacja, którą odbieramy jako zło w naszym życiu (ja mam na myśli konkretnie cierpienie związane z niepłodnością) jest konsekwencją działania Złego w naszym życiu, czy jest działaniem Pana Boga? Jakoś zawsze Pan Bóg kojarzył mi się z życiem, płodnością, bo przecież On jest Dawcą życia. Niepłodnośc nie pasuje mi do Pana Boga :) jeśli mogę to tak określić. Bardzo chciałabym umieć odnaleźć Pana Boga w sutuacji w jakiej się znaleźliśmy. Kiedyś usłyszałam takie zdanie, że Pan Bóg chce pomóc małżeństwom, które znalazły się w takiej sytuacji. Nie umiem zrozumieć jak Pan Bóg chce pomóc w sytuacji, którą tak mi się wydaje sam dopuścił? Pozdrawiam serdecznie :)

22:30
10 października 2011


ks. Grzegorz

2

Szczęść Boże,

bardzo dziękuję za podzielenie się na forum pytaniami, które – jak sądzę - nurtują wielu małżonków dotkniętych złem niepłodności i doświadczających z jego powodu dotkliwego cierpienia. Próbując odpowiedzieć na tych kilka pytań zadanych powyżej myślę, że należy wyjść od podstawowej prawdy, iż Pan Bóg jest Dobrem absolutnym i nie może w Nim istnieć nawet cień zła. W konsekwencji ani wolą Pana Boga nie może być i nie jest zło, ani tym bardziej zło od Niego nie pochodzi. Również niepłodność i związane z nią cierpienie nie w Bogu mają swoje źródło. Bardzo słuszna jest więc intuicja, że „niepłodność do Pana Boga nie pasuje”! Rzeczywiście, Bóg jest Dawcą życia i Źródłem płodności i Jego wolą jest, aby człowiek był płodny i przekazywał życie. Warto ciągle na nowo wczytywać się w pierwsze dwa rozdziały Księgi Rodzaju!

Jeśli zatem nie od Boga pochodzi zło niepłodności, to gdzie jest jego źródło? Najogólniej można powiedzieć, że niepłodność jest konsekwencją grzechu, czyli oderwania się, oddalenia człowieka od Dawcy życia i Źródła płodności. To ogólne stwierdzenie wymaga doprecyzowania. Może się zdarzyć tak, że u źródeł niepłodności leży grzech konkretnej osoby, np. niepłodność jest konsekwencją przyjmowania narkotyków. W takiej sytuacji zależność grzech – niepłodność jest jasna. Ale przecież dużo częściej niepłodność nie wynika z osobistego wyboru zła. Czy także w takiej sytuacji ma ona jakiś związek z grzechem? Ma, ponieważ jest związana z grzechem pierwszych ludzi, czyli z dramatycznym wydarzeniem odwrócenia się człowieka od Pana Boga, które dokonało się za sprawą Złego u początków ludzkości. Jego konsekwencją była przede wszystkim utrata życia we wspólnocie z Bogiem oraz wynikających z zażyłości ze Stwórcą wewnętrznej harmonii i nieśmiertelności: człowiek zaczął podlegać cierpieniu i śmierci. Te konsekwencje, które dla pierwszych rodziców były wynikiem ich grzechu osobistego popełnionego w wyniku podszeptu Złego, dotykają niestety także nas: rodzimy się w stanie grzechu pierworodnego, czyli oddzieleni od Pana Boga, poddani mocy śmierci i pozbawieni wewnętrznej harmonii. Jednym z przejawów braku owej harmonii jest cierpienie związane z niepłodnością. Ufam, że prawda o pierwszym grzechu człowieka i jego następstwach dla nas, pomaga choć troszkę lepiej zrozumieć, w jakim sensie niepłodność i związane z nią doświadczenie cierpienia są konsekwencją działania Złego. Księga Mądrości w odniesieniu do śmierci mówi wyraźnie: „Śmierci Bóg nie uczynił i nie cieszy się z zagłady żyjących. (…) Śmierć weszła w świat przez zawiść diabła” (Mdr 1,13; 2,24). Ograniczenia ludzkiego ciała i cierpienie także weszły w świat tą samą drogą.

Zło zatem nie wynika z działania Pana Boga, ale jest konsekwencją odejścia człowieka od Niego. Pewne jest, że Pan Bóg zła nie chce, ale jednocześnie szanuje On wolność swojego stworzenia i istnienie zła dopuszcza. Czyni tak dlatego, że jest od Złego i zła nieskończenie potężniejszy (jest Bogiem wszechmocnym!): jest gotów i może wyprowadzić ze zła dobro. Św. Augustyn ujmuje tę prawdę bardzo syntetycznie (cytuję za Katechizmem Kościoła Katolickiego, nr 311): „Bóg wszechmogący… ponieważ jest dobry w najwyższym stopniu, nie pozwoliłby nigdy na istnienie jakiegokolwiek zła w swoich dziełach, jeśli nie byłby na tyle potężny i dobry, by wyprowadzić dobro nawet z samego zła”. Myślę, że głębsze zastanowienie się nad tą prawdą w kontekście zła, które nas dotyka (np. zła niepłodności) i cierpienia z nim związanego, otwiera właściwą perspektywę, by się z tym co trudne i nie do końca zrozumiałe mierzyć (nie do końca zrozumiałe, bo to dlaczego Bóg dopuszcza w moim życiu akurat takie a nie inne cierpienie jest tajemnicą. Pozostaje pokornie uznać, że na wiele pytań rozpoczynających się od słowa „dlaczego…?” nie znamy, przynajmniej na razie, odpowiedzi). Ta refleksja pomaga rozumieć, że nie od Boga pochodzi zło i cierpienie, które jest moim udziałem, że On go nie chce, a co najwyżej je dopuszcza. Ale nawet jeśli je dopuszcza, nie pozostawia mnie nigdy samego w biedzie, lecz chce poprowadzić przez życie tak, by ze zła i cierpienia zostało wyprowadzone dla mnie/współmałżonka/rodziny/innych osób rzeczywiste dobro. Może być tak, że to prowadzanie od zła i cierpienia ku dobru będzie się wiązać z darem płodności i rodzicielstwa fizycznego, ale może być inaczej. To Bóg wie, jaka jest najlepsza droga. I w tym miejscu otwiera się przestrzeń dla wiary i zaufania Panu Bogu. Bez wątpienia nie jest łatwo wierzyć i ufać, gdy życie boli. Ale warto, bo Panu Bogu naprawdę zależy na naszym dobru i jak zapewnia św. Paweł „Bóg ze wszystkimi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra” (Rz 8,28). Życzę więc odwagi wiary i zaufania! Pozdrawiam :)

18:00
11 października 2011


madafu

3

Bardzo dziękuję za odpowiedź. Muszę powiedzieć, że mi ulżyło :) Było we mnie coć, co oskażało Pana Boga o całe to zło i było mi z tym źle, w głębi serca było we mnie jednak przekonanie, że Pan Bóg jest niewinny, że tak jak właśnie Ksiądz powiedział, nie ma w Nim nic ze zła. Myślę faktycznie, że nie tylko mnie trapią czasem pokusy obwiniania w takiej sytuacji właśnie Jego. Księdza odpowiedź dała mi nowe światło. Z pewnością będzie miłatwiej z Nim o tym rozmawiać i modlić się. Bardzo chcę patrzeć na Pana Boga, jako na Tego, który pragnie tylko i wyłącznie mojego dobra. Myślę, że życie z czasem pokazuje nam dlaczego dotyka nas takie cierpienie, choć oczywiście wszystkie odpowiedzi pewnie poznamy już w niebie :) No i czasem tak jest, że żaden powód nie wydaje się być wystarczająco ważny. Osobiście doświadczam, że Pan z tej sytuacji wyprowadza wiele dobra. Jest to jednak mimo wszystko bardzo trudne. Kiedyś przeczytałam takie jedno zdanie, które bardzo mi zapadło w pamięci "Czym innym jest prawić kazania o niesieniu krzyża, a czym innym jest go nieść" Teraz jest nam dane nieco ponieść krzyż, który jest maleńkim w porównaniu z tym, który nióśł Pan Jezus. Uczymy się kochać ten krzyż i zgadzać na niego. Pewnie kiedyś za to podziękujemy :)  Bardzo dziękuję za odpowiedź. Pozdrawiam :)

00:13
14 października 2011


ks. Grzegorz

4

Dziękuję za Pani dopowiedzenie – świadectwo. Rzeczywiście pewnie dopiero z perspektywy Nieba można będzie poznać ostateczny sens wszystkich naszych życiowych doświadczeń, także (a może przede wszystkim!) tych bardzo trudnych. A w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie o ich znaczenie już tu, na ziemi, bardzo może pomóc – jak sądzę – to, co Jan Paweł II zapisał w 1984 r. w liście apostolskim "Salvifici doloris". Jego tematem jest chrześcijański sens ludzkiego cierpienia. Bardzo polecam. Tekst znajduje się np. tutaj: http://www.opoka.org.pl/biblio…..ifici.html 

Pozdrawiam :)

16:53
14 października 2011


madafu

5

Mam nadzieję, że nie przesadzę jeśli jeszcze coś dodam. Czytam bardzo dobrą książkę pt. "Wolni od niemocy" o. Augustyna Pelanowskiego, który czasem bardzo bezpośrednio nazywa problem. Mnie osobiście to jednak bardzo pomaga, choć swoimi tekstami o. Augustyn dotyka bardzo wrażliwych strun serca, ale czasem tego właśnie potrzeba osobie, która przeżywa jakiś problem. Dokładnie wczoraj pogłębiłam dzięki tej lekturze rozumienie tego, o czym Ksiądz pisał :) Chciałabym tu zacytować ten fragment. Może komuś to pomoże, tak jak pomogło mi :)

"(…) Bóg zadbał najlepiej o to, żeby nawet nasze zranienia, były oznaką przymierza z Nim, żeby nawet poniżenie nas wywyższyło i nawet krzywda mogła być elewacją serca. Bo trzeba jasno powiedzieć: każda krzywda jest tak naprawdę szansą na świętość. Krzywdę wymyślił szatan! Nie dało się jej usunąć ze świata, więc Bóg z krzywdy uczynił przymierze, z męczeństwa świętość, z pokory chwałę, z odrzucenia wybranie, a z ostatnich miejsc – pierwsze stołki w Niebie!"

To już chyba wszystko jak narazie :) Pozdrawiam i dziękuję za wsparcie:)

23:23
12 grudnia 2011


Karolina87

6

Ja nie uważam, że spotkało mnie "zło". Pewnie dla tego, że wszystko się zaczęło na początku roku 2010. Wtedy to u mojego 24-letniego męża wykryto nowotwór złośliwy. Przeszedł operację, kilka serii chemioterapii, później znów dość poważną operację. Wyniki były coraz lepsze. Odczuwaliśmy obecność Boga w każdej drobnostce i w osobach, które spotykaliśmy. Mój M dostał ode mnie krzyżyk, który poświęcił nasz znajomy ksiądz. Pewna obca osoba kiedyś powiedziała: " Ten krzyżyk zmienił diagnozę" Teraz M jest niepłodny (po chemioterapii), tak twierdzą wyniki badań. Ale to nie jest zło, to kolejny krzyż do udźwignięcia, który daje nam Jezus. Mocno wierzę, że Bóg ma wobec nas plan. Jeszcze nie wiem jaki, ale mam nadzieję, że wkrótce się dowiem Smile Szczęść Boże!

00:45
22 grudnia 2011


ks. Grzegorz

7

Szczęść Boże,

bardzo dziękuję (proszę o wybaczenie, że z poślizgiem czasowym…) za piękne świadectwo spojrzenia oczyma wiary na doświadczane trudności i cierpienie. Kiedy je przeczytałem, przyszły mi na myśl słowa Benedykta XVI wypowiedziane we wrześniu tego roku w Berlinie. Komentując przypowieść o winnym krzewie zapisaną w Ewangelii według św. Jana papież powiedział między innymi tak: 

"Obraz winnego krzewu jest znakiem nadziei i ufności. Sam Chrystus poprzez swoje wcielenie przyszedł na ten świat, aby być naszym fundamentem. W każdej biedzie i posusze On jest źródłem, dającym wodę życia, która nas karmi i umacnia. On sam bierze na siebie każdy grzech, lęk i cierpienie i ostatecznie oczyszcza nas i przemienia w tajemniczy sposób w dobre latorośle, z których powstaje dobre wino. Niekiedy w chwilach trudności czujemy się tak, jakbyśmy dostali się pod tłocznię, niczym kiście winogron, które są całkowicie miażdżone. Wiemy jednak, że gdy jesteśmy zjednoczeni z Chrystusem, stajemy się dojrzałym winem. Bóg potrafi przemieniać w miłość także ciężkie i przygniatające nas życiowe sprawy. (…) Ten, kto wierzy w Chrystusa, ma przyszłość".

Ten kto wierzy w Chrystusa, ma przyszłość! 

Jeszcze raz dziękuję za świadectwo i, życząc trwania w Winnym Krzewie, gorąco pozdrawiam :)

10:05
19 stycznia 2012


Klara

8

Szczęść Boże,

 

My również  z meżem staramy się o potomstwo, jak na razie bezskutecznie. I także doświadczamy ciemności i szeregu pytań o sens tego cierpnia. Wielkie dzięki Księdzu za te słowa i Wam za świadectwa! Nigdy nie wiadomo kto przeczyta nasze wpisy i się nimi umocni tak jak ja teraz.

Mnie osobiście w tych trudnych chwilach pomagają słowa św. Pawła, że przecież nic nie jest w stanie odłączyć nas od miłości Chrystusowej. I chociaż bywa czasem bardzo trudno, to jednak trzeba powstawać wciąż na nowo…

10:02
22 stycznia 2012


ks. Grzegorz

9

Dzięki, Pani Klaro, za wpis i podzielenie się cząstką życiowego doświadczenia. Jestem również przekonany, że jednym z celów naszego forum jest to, abyśmy wzajemnie pomagali sobie czerpać nadzieję ze źródła, którym jest Chrystus.

Pozdrawiam. Szczęść Boże. 

11:54
19 listopada 2012


aktoreczka353

10

Szcześ Boże!

No tak. zgadzam się z poprzednimi odpowiedziami. Wierzę… Muszę Wierzyć, bo inaczej bym zwariowała, że te doświadczenie, ma na celu uświęcenie nas, że ma na celu nasze dobro. Tylko jak to zrozumieć? Powołaniem małżeństwa jest przede wszystkim stworzenie rodziny, wychowanie potomstwa. Nawet kościół na każdym kroku mówi, że mamy się nie bać przyjąć nowego życia, że to nawet w pewnym sensie jest nasz obowiązek.

Czy my, przyjmują…c sakrament małżeństwa postąpiliśmy wbrew planom Bożym wobec nas i teraz to, że nie możemy mieć dzieci to znaczy, że tak miało być? Że nie mieliśmy być razem? A jeśli tak, to czemu Bóg postawił nas na swojej drodze i pozwolił żebyśmy się tak bardzo pokochali?

Czemu w kościele tak jest, że Małżeństwo (ZAWSZE) = Dzieci. A małżeństwo bezdzietne traktowane jest jakby nie chciało wypeł‚niać‡ swojego powołania, albo   jakby takiego tworu nie było?

Na przykład:

Przez ostatnie 2 lata staraliśmy się wpasować w nauki stanowe.

Pierwsze podejście: dla młodzieży… Cóż, temat narkotyki, alkohol inicjacje wśród młodzieży w szkołach na dyskotekach itd. Ok, jesteśmy na to za starzy, znamy zagrożenia, kierowane było nie do naszej grupy wiekowej.

Drugie podejście: dla kobiet… Kobieta i jej powołanie do bycia matką, żoną, babcią… I wszystko w kontekście przyjęcia potomstwa, nie odrzucania daru życia w obliczu choroby i ułomności dzieciątka i wychowania go. Nie odnalazłam się na tych naukach, powstrzymywałam się od płaczu, bo czułam się jak piąte koło u wozu. Jedyną ulgę i słowa pocieszenia słyszę podczas sakramentu spowiedzi. Bo nie raz się buntuję przeciw takiemu stanu rzeczy i dopadają mnie różne zwątpienia. A poza tym, zupełnie jakby nie było dla nas miejsca.

23:08
24 listopada 2012


ks. Grzegorz

11

Szczęść Boże,

Kościół faktycznie podkreśla, że miłość małżeńska jest skierowana ku rodzeniu i wychowaniu potomstwa, a dzieci stanowią najcenniejszy dar, jaki małżonkowie mogą otrzymać. Jak słusznie Pani zaznaczyła, przekazywanie życia i wychowanie jest fundamentalną misją mężczyzny i kobiety złączonych węzłem małżeńskim. Większość małżonków jest zdolna do wypełnienia tej misji poprzez faktyczne zrodzenie dzieci, ale niestety zdarza się, że w jej spełnianiu pojawiają się trudności lub przeszkody. Myślę, że cierpienie powodowane niepłodnością jest właśnie dlatego tak wielkie i dotkliwe, bo uniemożliwia realizację tego, co jest jednym z fundamentalnych wymiarów wspólnego życia małżeńskiego. Jest tego świadomy Kościół i daje temu wyraz w oficjalnym nauczaniu. Katechizm Kościoła Katolickiego mówi wprost: „Bezpłodność sprawia małżonkom wiele cierpienia” i odwołuje się do dwóch biblijnych małżeństw, Abrahama i Sary oraz Racheli i Jakuba, które mierzyły się z tym trudnym doświadczeniem (por. KKK 2374). Nauczanie Kościoła nie pozostawia jednocześnie wątpliwości, że także wtedy, gdy trzeba zmagać się z problemem niepłodności wzajemna miłość małżeńska nie jest jakąś pomyłką. Przytoczę słowa Jana Pawła II zapisane w adhortacji apostolskiej „Familiaris consortio”: „Nie należy zapomnieć, że także wówczas, kiedy zrodzenie potomstwa nie jest możliwe, życie małżeńskie nie traci z tego powodu swojej wartości” (FC 14). Naprawdę jest tak, że małżeństwo, które zmaga się z niepłodnością nie jest widziane przez Kościół jako gorsze albo jakby nie mieszczące się w ramach jakiejś określonej koncepcji rodziny. W każde sakramentalne małżeństwo angażuje się sam Pan Bóg i udziela swojej łaski tym dwóm osobom, które przed Nim ślubowały sobie wzajemnie miłość, wierność i uczciwość, zapraszając Go w ten sposób do swojego związku. Zaangażowanie Boga jest nieodwołalne i Pan Bóg pomaga również Państwu, byście wytrwali we wzajemnej miłości „w zdrowiu i w chorobie, w dobrej i złej doli, aż do końca życia”, także doświadczając bólu niepłodności. Mierząc się z tym problemem, warto też pamiętać, że płodność nie ogranicza się tylko i wyłącznie do zrodzenia dzieci. Oczywiście małżonkowie mają prawo do tego, aby przy stosowaniu godziwych metod starać się niepłodność pokonać i stać się dzięki sobie nawzajem rodzicami. Ale nawet wtedy, gdyby te starania nie przynosiły skutku, możliwa jest realizacja powołania małżeńskiego i misji rodzicielskiej rozumianej w szerszy sposób. Jeszcze jeden cytat z Katechizmu: „Małżonkowie, którzy po wyczerpaniu dozwolonych środków medycznych cierpią na bezpłodność, złączą się z krzyżem Pana, źródłem wszelkiej duchowej płodności. Mogą oni dać dowód swej wielkoduszności, adoptując opuszczone dzieci lub pełniąc ważne posługi na rzecz bliźniego” (KKK 2379). I Jan Paweł II: „Niepłodność fizyczna może (…) dostarczyć małżonkom sposobności do innej, ważnej służby na rzecz życia osoby ludzkiej, jak na przykład adopcja, różne formy pracy wychowawczej, niesienie pomocy innym rodzinom, czy dzieciom ubogim lub upośledzonym” (FC 14). Myślę, że te cytaty pokazują, że Kościół nie pozostaje obojętny na cierpienie niepłodnych małżeństw i nie neguje w żaden sposób wielkiej wartości ich wspólnej drogi życiowej w małżeństwie.

W tym, co Pani napisała jest poruszona jeszcze inna bardzo ważna kwestia. Chodzi mianowicie o problem przełożenia nauczania na praktykę duszpasterską. Jestem ogromnie wdzięczny za Pani głos, bo jest on wołaniem o większą wrażliwość w życiu Kościoła na cierpienie osób niepłodnych. Pewnie łatwiej o tę wrażliwość na poziomie osobistego, indywidualnego kontaktu (jak np. w konfesjonale), ale i w innych wymiarach aktywności duszpasterskiej jest ona możliwa. Choćby wspomniane nauki stanowe dają szansę, aby nie zaniedbując treści skierowanych do mam i babć, nie zapomnieć także o tych, którzy nie z własnej winy nie mogą cieszyć się własnymi dziećmi.

Serdecznie pozdrawiam.



 

Możliwość komentowania jest wyłączona.