Chcesz pisać na forum – zaloguj się! Zaloguj
Wpisz słowo kluczowe:


 






Użytkowanie znaków specjalnych:
*    zastępuje dowolną ilość znaków
%    Zastępuje dokładnie jeden znak

Wstyd przed przyznaniem się do błędu.

UżytkownikWpis

09:57
8 lutego 2017


ewunia

1

Proszę Księdza

Mam ogromny problem z przyznawaniem się do błędu.

Konkretnie kilka lat temu zaprzeczyłam w obecności mojego dyrektora ( uczę w szkole) penemu rodzicowi, który mówił prawdę. 

Więc wyszło na to , że on kłamie. To nie była jakaś ważna kwestia. Ta osoba powiedziała coś negatywnego o mnie (prawdziwego) a ja się wyparłam. Spowiadałam się z tego. I mam problem z tzw. zadośćuczynieniem. 

Nie jestem w stanie pójść do dyrektora i powiedzieć, że ta osoba nie kłamała.

I chyba nigdy tego nie zrobię ( ze wstydu i obawy)

Czyto zatem oznacza, że moje spowiedzi i nawrócenie jest nieważne i będę potępiona ?

Proszę o odpowiedź

Szczęść Boże

Ewa

00:30
9 marca 2017


ks. Grzegorz

2

Szczęść Boże,

w myśleniu o spowiedzi warto zawsze pamiętać, że jest ona przestrzenią spotkania pomiędzy nieskończenie kochającym Bogiem, który działa swoją miłosierną mocą, by przebaczyć grzechy i uwolnić od zła, i człowiekiem (czyli każdym z nas), który zbliża się z do Źródła przebaczenia i otwiera na nie swoje serce, wkraczając w ten sposób na drogę nawrócenia. To otwarcie dokonuje się poprzez konkretne kroki podejmowane przez przystępującego do spowiedzi. Kluczowe są – jak przypomina Katechizm Kościoła Katolickiego w numerze 1448 – żal za grzechy, ich wyznanie oraz zadośćuczynienie. Wątpliwość przedstawiona przez Panią w pytaniu dotyczy tego ostatniego elementu, czyli zadośćuczynienia. Proszę pozwolić, że próbę odpowiedzi ujmę w kilku punktach, zaczynając od końcowej części Pani wpisu:

1. Bogu zależy na zbawieniu każdego człowieka. Jezus – prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek – przelał Krew na krzyżu, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie.  Pragnieniem Boga jest zatem zbawienie, a nie potępienie. Zachęcam, żeby nigdy nie tracić tej perspektywy! Piszę o tym, bo zaniepokoiła mnie końcówka Pani ostatniego pytania…

2. Na dar zbawienia otwieramy się poprzez odwracanie się od zła i zwracanie się ku Bogu. To jest proces, którego bardzo istotnym momentem jest każdorazowa spowiedź. Każdy etap przygotowania do sakramentu pokuty, jego przyjęcie oraz to co dzieje się po spowiedzi prowadzić ma do nawrócenia właśnie. Także zadośćuczynienie ma w tym pomóc. Jednym z jego wymiarów jest wypełnienie pokuty nałożonej przez spowiednika, czyli wyrażenie językiem konkretnego czynu wdzięczności za otrzymane przebaczenie oraz woli kroczenia drogą wierności Bogu. Wyrazem nawrócenia jest też podjęcie wysiłku naprawienia popełnionego zła wobec bliźniego w duchu sprawiedliwości. Ten wysiłek powinno się podjąć z pokorną świadomością, że nie chodzi w nim o zrealizowanie jakiegoś czynu, by mieć poczucie, że jest się w porządku. Bo tak do końca nie da się chyba naprawić krzywdy… Nawet po zewnętrznej naprawie zła (np. oddaniu właścicielowi przywłaszczonej rzeczy), pozostają wewnętrzne zranienia (np. cały wachlarz przeżyć związanych ze stratą), które nie zostają automatycznie wymazane z historii życia… Naprawa krzywdy jest więc ważna z motywu sprawiedliwości wobec skrzywdzonego (choć zawsze pozostaje niewystarczająca). Istotna jest jednak również dla tego, kto skrzywdził, gdyż pomaga rzeczywiście kroczyć drogą nawrócenia.

3. Z punktu widzenia spowiadającego się do ważności spowiedzi wystarczająca jest wola przyjęcia i wypełnienia nałożonej przez spowiednika pokuty. Niewypełnienie zadanej pokuty nie powoduje nieważności sakramentu. Analogicznie należy patrzeć na wynagrodzenie krzywdy. Nawet gdyby było ono wprost nałożone przez spowiednika i nie zostało wypełnione nie powoduje nieważności spowiedzi. A zatem – odnosząc się do sytuacji przez Panią opisanej – spowiedź nie straciła ważności z powodu braku wyjaśnienia przed laty wspominanej sprawy.

4. Jak zatem spoglądać na to, co nie zostało przed laty dopełnione i co budzi Pani niepokój? Zastrzegając, że nie mamy możliwości osobistej rozmowy i opieram się jedynie na tym, co Pani napisała, widziałbym to tak:

a. w przeszłości najlepszym rozwiązaniem było w jak najkrótszym odstępie czasu od wydarzenia wyjaśnić sprawę z dyrektorem oraz z rodzicem i  ją zamknąć; 

b. ponieważ tak się nie stało, sprawa – jak Pani napisała – nie dotyczyła jakiejś ważnej kwestii, wysiłek jaki Pani musiałaby podjąć, by rozmawiać obecnie z dyrektorem jest nieproporcjonalnie wielki i dyrektor prawdopodobnie i tak nie wiedziałby o co chodzi (bo pewnie sytuacji sprzed lat nie pamięta), naprawa krzywdy poprzez bezpośrednią rozmowę wydaje się nie być możliwa. Pozostaje przyjąć, że tak jest i zastanowić się nad innymi działaniami, które mogłyby być konkretnym sposobem choćby częściowej naprawy zła i stanowiły wyraz nawrócenia;

c. gdy brak jest innych możliwości, modlitwa za pokrzywdzonego pozostaje zawsze dostępna i stanowi czasem jedyne rozwiązanie. Sugeruję zatem pójście tą drogą;

d. zawsze ważne jest wyciągnięcie wniosków z popełnionego zła… A zatem ta sytuacja sprzed lat mobilizuje do przyjmowania także trudnej prawdy o sobie, którą czasem pomagają nam odkryć inni. Stanięcie wobec prawdy o słabych stronach nie jest sympatyczne, ale stanowi szansę, by wiedzieć nad zmianą czego w naszym życiu warto pracować, prosząc o pomoc Pana Boga. I może właśnie taki wniosek przełożony na konkretną postawę byłby największym dobrem, które mogłoby wyniknąć z sytuacji sprzed lat.

Jeśli wątpliwości pozostają zachęcam do rozmowy ze spowiednikiem, kierownikiem duchowym lub innym duszpasterzem. Podczas bezpośredniego spotkania łatwiej pewnie zrozumieć wszystkie okoliczności sytuacji z przeszłości i znaleźć odpowiedzi na nurtujące pytania. 

Dziękuję za cierpliwość w oczekiwaniu na mój wpis. Pozdrawiam. 



 

Możliwość komentowania jest wyłączona.