Chcesz pisać na forum – zaloguj się! Zaloguj
Wpisz słowo kluczowe:


 






Użytkowanie znaków specjalnych:
*    zastępuje dowolną ilość znaków
%    Zastępuje dokładnie jeden znak

zwątpiłam…

UżytkownikWpis

20:53
27 kwietnia 2015


frutka

1

Witam

po trzech latach leczenia, modlitw, błagań i próśb nadszedł kolejny  kryzys wiary w miłosć Boga…. nie potrafię zrozumieć, jak mogę być bezgranicznie kochana przez Kogoś, kto jednocześnie zezwala na takie cierpienie… Zaznaczę do razu, że nasza niepdłodnosć nie jest wynikiem naszego złego działania w przeszłości, a aktualnie mimo leczenia napro włąsciwie nie wiadomo gdzie jest przyczyna – jest leczenie, wyniki są ok, ciąży nie ma… Nie przekonuje mnie także idea jakiegoś "większego dobra" które miałoby z tego wyniknąć, chyba że tym większym dobrem miałoby byc moje szybsze zabranie się z tego świata….ironizuję, ale doprawdy gdy czytam "proście a bedzie wam dane", czy przypowieść o natrętnej wdowie to ciśnie mi sie na usta, że to wszystko nie prawda…. modliłam się, modliliśmy sie razem i myśle sobie po tym czasie, że doprawdy gdybym miała dzieci to nie wiem czego miałabym chcieć je nauczyć,aby było to większe niż taki ogrom cierpienia, jakiego w tym czasie by doświadczały…najtwardsze serce by zmiękło…więc gdzie jest ta miłość Boga? gdzie są te obietnice? Nie trafia do mnie też argument o tym, że może za krótko jeszcze prosimy – wyobrażam sobie, że nie ilość miałaby sie liczyć… nie przekonuje mnie też kwstia braku wiary -ja nie wierzę, ja wiem, że dla Boga nie ma niczego niemożliwego… rady o współdziałaniu i poddaniu sie woli Bożej to dla mnie za to jakis kosmos – to wolą Bożą jest aby najukochańsze dziecko cierpiało? przestałam się już modlić, bo nie pojmuję, jak ktoś, kto podobnomniekocha, może tak postępować…tak tak, pewnie moje myślenie jest bardzo ludzkie, ale już żadnymi "wyższymi" prawdami nie potrafię sobie mydlić oczu… pisząc o cierpieniu niepłodnosci, myślę także o innych cierpiących bez sensu, dla samego cierpienia chyba tylko…nie chcę nawet pisać o sprawiedliwosci,bo jej nie ma i tyle, ale gdzie jest miłość Boga?????? nie widzę sensu modlitwy, przestałam chodzić na mszę – czy moje natręctwo w modlitwie świadczy o miłości Boga??? mi się nasuwa jedna odpowiedź: nie.

23:42
27 kwietnia 2015


ks. Grzegorz

2

Szczęść Boże! Frutko, jestem blisko modlitwą… Jutro rano ofiaruję Mszę św. w Pani intencji… Bardzo proszę, by w doświadczeniu cierpienia nie rezygnowała Pani z miłości do Pana Boga wyrażającej się w zaufaniu… Bo to miłość otwiera serce na Miłość…

23:52
29 kwietnia 2015


domowy

3

Frutko,

dołączam do modlitwy, będę prosić dla Ciebie o doświadczenie bliskości Boga.

Pozdrawiam bardzo ciepło

21:38
3 maja 2015


Gabi

4

Droga Furtko,

przeczytałam Twój mail. Chcę Ci napisać, że jakos staram się pojąc Twoje przeżycia… Od 5, 5 roku czekam na dzidziusia i obecnie jestem na etapie godzenia się z tym, że dziecka nie ma. Bardzo chciałabym móc wysłuchac Ciebie – jesli chcesz. Chciałabym tez móc podzielić się z Tobą moją drogą odkrywania Boga w tym doświadczeniu.

Jeśli jesteś chętna, proszę, napisz swoje namiary (mail czy telefon) na adres stowarzyszenie@abrahamisara.pl  Poprosze o przekazanie mi kontaktu do Ciebie…

 

Powodzenia! Mocno Cie tule!!!

Gabi

11:45
4 maja 2015


wanilia

5

Frutko, czytając Twój post czułam się tak, jakbym czytała we własnych myślach, jakbym widziała siebie sprzed dwóch lat… Nie rozumiem i chyba nigdy nie zrozumiem, dlaczego Pan Bóg dopuszcza takie cierpienie. Podobnie, jak nie potrafię objąć rozumem tego, że ten sam Bóg oddał na okrutną śmierć własnego syna. Do tego się chyba nie da podejść racjonalnie, po ludzku. Przyjmuję to jako tajemnicę.

Patrząc na historię naszych zmagań z niepłodnością dostrzegam jednak, nie sens, ale coś na kształt ścieżki, którą nas Pan Bóg prowadził. Mimo naszych zwątpień, złości, wyrzutów, buntów, odejść, apatii, obojętności…  Na tej ścieżce postawił ludzi, którzy pomogli nam zmienić myślenie o naszym problemie, wsparli nas, własnym przykładem pokazali, że są różne drogi i warto się nad nimi zastanowić. Trafiliśmy do Duszpasterstwa Małżeństw Niepłodnych i powoli coś w naszym życiu zaczeło się zmieniać. To nie były ani łatwe ani szybkie zmiany. Wciąż wracały momenty buntu i zwątpienia, ale jednak coś się zmieniało. On w nas coś zmieniał. Zachęcam Cię bardzo do poszukania w Twojej okolicy takiego duszpasterstwa. Warto nawet na to spotkanie raz w miesiącu dojechać z innego miasta. 

Przez lata zmagań z niepłodnością żywiłam przekonanie, że nic, co mówią czy piszą inni ludzie, nie może mi tak naprawdę pomóc. Wciąż myślę, że ludzkie rady czy świadectwa nie mają takiej siły, by uleczyć ten ból. A jednak  doświadczyłam tego… Więc może to nie o ludzkie rady chodzi, ale o Boże działanie przejawiające się poprzez tych ludzi? Dlatego zdecydowałam się odpisać na Twój post. Bo wierzę, że powinnam dać świadectwo, dać szansę działania Bożej łasce.  

Frutko, nam Pan Bóg po czterech latach oczekiwania, z diagnozą wykluczającą właściwie możliwość naturanego poczęcia uczynił cud. Niedługo urodzi się nasz synek. Ale zanim do tego doszło zmieniło się wiele w naszych sercach i głowach. Otworzyliśmy się na możliwość adopcji, zawierzyliśmy się Bożemu Miłosierdziu i w końcu zaufaliśmy Bogu – pomimo bólu, niespełnionych modlitw i braku zrozumienia. Myślę, że bez duszpasterstwa to, by nie było możliwe. Spróbuj poszukać takiego wsparcie, nawet jeśli nie chodzisz do kościoła, czujesz się zniechęcona i obojętna. Nie masz nic do stracenia a wiele do zyskania.  

Pozdrawiam Cię ciepło i będę pamiętać w modlitwie.   

00:33
5 maja 2015


ks. Grzegorz

6

Szczęść Boże Frutko,

pozwolę sobie wrócić jeszcze do wyrażonego przez Panią żalu do Pana Boga, poczucia rozczarowania brakiem Jego odpowiedzi na oczekiwania, trudnościami w pogodzeniu prawdy o Jego miłości z doświadczanym cierpieniem. Jest najpierw bardzo cenne to, że te wszystkie odczucia, pytania, wątpliwości zostały przez Panią jasno nazwane. Ta odwaga opowiedzenia o sobie wywołuje – jak to widać – wiele życzliwości. Bardzo proszę, by nie obawiać się szczerze o tym wszystkim rozmawiać również z Panem Bogiem: On naprawdę nie oczekuje, że będziemy wobec Niego grzeczni i ułożeni. Na modlitwie jest miejsce także na to, by mówić Mu o tym, co trudne do zrozumienia, o swoim żalu, rozczarowaniu, a nawet by się z Nim spierać (por. Iz 1,18). Najważniejsze jest to, by ze spotkania z Bogiem nie rezygnować. Bo tylko będąc w relacji z Nim można poznać kim On naprawdę jest oraz doświadczyć Jego troski i miłości.

Doświadczenie cierpienia i modlitwy, która zdaje się być niewysłuchana jest bardzo trudne i pewnie w tym momencie nie jest możliwe znalezienie zadowalającej odpowiedzi na pytanie dlaczego Bóg nie spełnia Pani pragnienia. Odpowiedzi na pytania o sens pewnych wydarzeń w życiu widać często lepiej dopiero z perspektywy czasu. Miarą wiary jest zaufanie Bożej miłości nie tyle wtedy, gdy rozumiem, ale przede wszystkim w sytuacjach, których nie rozumiem. Bogu nie jest obojętne Pani cierpienie, nie są Mu obojętne także Pani pragnienia. Miłość Boga nie wyraża się jednak w pierwszym rzędzie przez to, że zaspokaja On wszystkie nasze pragnienia w taki sposób, w jaki my tego chcemy. Przejawem miłości Boga jest przede wszystkim to, że w żadnym doświadczeniu nie pozostawia nas samych, że zawsze jest blisko, przeprowadza przez najciemniejszą dolinę i daje ostatecznie to, co jest dla nas najlepsze nie tylko z perspektywy życia ziemskiego, ale przede wszystkim z perspektywy wieczności.

Odnalazłem link do refleksji o. Jacka Salija na temat tego, w jaki sposób Pan Bóg wysłuchuje naszych modlitw. Znajduje się ona tutaj: http://mateusz.pl/ksiazki/js-s…..-sd_15.htm  Mam nadzieję, że będzie pomocna.

Pozdrawiam i pamiętam w modlitwie. 



 

Możliwość komentowania jest wyłączona.