Jednym z ważnych elementów mojej pracy z parami jest ewaluacja ciąży. Jeśli małżonkowie są już w ciąży, spotykamy się jeszcze raz, aby spróbować podsumować leczenie, jeszcze raz przyjrzeć się karcie obserwacji, zebrać wszystkie informacje dotyczące cyklu, w którym się udało.
Ostatnio miałam niewątpliwą radość odbycia kilku takich ewaluacji w stosunkowo krótkim czasie. W trakcie spotkania zawsze padają pytania o to, czy w danym cyklu pacjenci starali się o dziecko. I ku mojemu wielkiemu zdziwieniu w trzech przypadkach usłyszałam, że NIE!
Jedna pani powiedziała mi, że w TYM cyklu śluz był taki kiepski, że w ogóle nie liczyła na poczęcie. Druga, że w kolejnym cyklu miała termin na laparoskopię, więc zupełnie nie nastawiała się teraz na ciążę, raczej skupiona była na przygotowaniach do zabiegu. Trzecia wreszcie poskarżyła się, że była tak zmęczona staraniem, robieniem obserwacji, leczeniem i całym tym zamieszaniem, że postanowili z mężem zrobić sobie przerwę. I w TYM cyklu nie prowadziła obserwacji, a leki brała „tak mniej więcej”. No, i nie starali się.
Oczywiście każda z tych par współżyła w czasie płodnym, ale zupełnie w niego nie celując i nie zastanawiając się nad tym. Po prostu – mieli ochotę na seks! I już! I nagle po kilku latach starań – okazało się, że wreszcie ten „niestaraniowy” cykl przyniósł oczekiwany owoc. (Żeby być w pełni uczciwa, muszę dodać, że były to cykle, w których pacjentki dostawały leki. Jednak nic w leczeniu nie było nowego.)
Doktor Phil Boyle – naprotechnolog z Irlandii mówił kiedyś na konferencji w Lublinie, że dzieci są owocem miłości i seksu pełnego radości. Moi pacjenci są tego żywym dowodem!