Poziom stresu doświadczanego podczas przedłużających się starań o dziecko jest tak wysoki, jak w przypadku utraty ukochanej osoby, męża czy żony, albo nawet diagnozy nowotworowej – mówi psycholog Justyna Kuczmierowska.
Anna Malec: Psychika faktycznie ma wpływ na naszą płodność?
Justyna Kuczmierowska*: na płodność wpływa wiele różnych czynników. Przez lata myślano, że problem z zajściem w ciążę to sprawa kobiety, więc to ona powinna się leczyć, zrelaksować, coś w sobie poprawić. Było to związane przede wszystkim z aspektem medycznym.
Dzisiaj wiemy, że trzeba zadbać i o kobietę, i o mężczyznę, nie tylko pod względem medycznym. Ważna jest psychika, dieta, tryb życia, poziom doświadczanego stresu, różne trudne doświadczenia z przeszłości – to wszystko może mieć istotny wpływ na zdrowie i na płodność.
Przedłużające się starania o dziecko same w sobie są też dużym stresorem i trudem dla pary. Wyobraźmy to sobie – jak przemnożymy 12 cykli w roku przez np. 4 lata starań, wychodzi nam 48 tak naprawdę straconych nadziei, w których i kobieta, i mężczyzna doświadczali smutku, rozpaczali, przeżywali żałobę, bo znów się nie udało.
Wielu badaczy pokazuje, że poziom stresu doświadczanego w przypadku przedłużających się starań o dziecko jest tak wysoki, jak w przypadku utraty ukochanej osoby, męża czy żony, albo nawet diagnozy nowotworowej.
Jaka jest różnica w przeżywaniu niepłodności przez kobiety i przez mężczyzn?
Były na ten temat bardzo ciekawe badania, w których pytano kobiety i mężczyzn, czego potrzebują w tej sytuacji niepłodności. Okazało się, że dla kobiet bardzo trudne są wahania nastrojów związane z cyklem, z tym, że w tej drugiej fazie mają nadzieję, potem się rozczarowują, doświadczają rozpaczy, potem próbują się zebrać, znów mają nadzieję, która z każdym dniem zbliżającym się do owulacji wzrasta – to jest dla kobiet bardzo trudne.
Mówiły, że bardzo potrzebują pomocy w załagodzeniu tych huśtawek emocjonalnych, i potrzebują też osób, które je zrozumieją i wysłuchają.
Natomiast mężczyźni – to jest dla mnie zawsze wzruszające, mówią, że najbardziej potrzebowaliby, by ktoś pomógł ich ukochanej. Oni czują się bardzo bezradni w tej sytuacji, starają się pomóc, ale nie wiedzą, co mają zrobić, kiedy patrzą na rozpacz swojej żony.
Potrzebują też informacji o tym, jak mogą sobie radzić ze stresem. Często uciekają w pracę, w jakieś hobby.
Są jakieś mechanizmy obronne, charakterystyczne dla kobiet doświadczających niepłodności, które pomagają im radzić sobie z tą sytuacją?
Tak, nazywam to pułapkami niepłodności, bo często to, co ma nas chronić, tak naprawdę może nam nie służyć.
Bywa, że kobiety zawieszają swoje życie na haczyku, zamrażają je. Ja sama również długo starałam się o dziecko – doświadczyłam więc tego wszystkiego na własnej skórze.
Kiedy staraliśmy się z mężem o dziecko, chodziłam na warsztaty dla kobiet. Na spotkaniu jedna z dziewczyn opowiadała o swoim mężu w bardzo ostrych słowach. Wszystkie byłyśmy zaskoczone jej słowami. Mówiła: „Wyobraźcie sobie, że mój mąż wykupił wycieczkę zagraniczną na narty na za dwa miesiące. Jak on mógł?! Przecież za dwa miesiące może w końcu będę w ciąży, a wtedy absolutnie nie można jeździć na nartach!”.
Dodała, że od 5 lat, odkąd starają się o dziecko, nie kupuje sobie żadnych ładnych ubrań, bo liczy na to, że za chwilę zajdzie w ciążę i będzie mogła kupić ubrania ciążowe. Jak to usłyszałam, poczułam się uzdrowiona! Zobaczyłam, że to droga, którą ja też zaczęłam podążać – odkładałam przyjemności, wszystko to, co dobre, w oczekiwaniu na dziecko. Wiedziałam, że natychmiast muszę z tej drogi zawrócić.
Po tej grupie wsparcia postanowiłam, że wreszcie zacznę żyć. Zapisałam się na jazdę figurową na łyżwach – to od zawsze było moje marzenie. Zaczęłam uczyć się piruetów, skoków, a miałam wtedy już ok. 30 lat. Wprowadziłam do swojego życia coś dobrego, pozytywnego.
Życie w zamrożeniu nie sprzyja poczęciu. Dziecko chce przyjść do żywych rodziców, którzy się kochają, szanują, którzy dobrze czują się nie tylko razem ze sobą, ale też każde oddzielnie. Wiem, że to jest trudna rada i że trudno to osiągnąć, jak jest się przez ciągłe starania obolałym.
Jakie są zagrożenia dla relacji mąż-żona w takiej sytuacji?
Sytuacja niepłodności wpływa na wiele aspektów relacji małżeńskiej. Na życie intymne – często odbiera się tej bliskości spontaniczność, nie słucha się głosu serca czy ciała, tylko robi się to z rozsądku, racjonalnie. Niektórzy panowie mówili mi, że zaczęli czuć się jak reproduktorzy. To nie sprzyja małżeństwu.
Poza tym, w takiej relacji jest dużo smutku, bezradności, pary mają mało dobrego, sycącego czasu, muszą nieustannie chodzić do lekarzy, obnażać swoją intymność. W pracy psychologicznej staram się więc wspólnie z nimi odświeżyć to, co ich cieszyło, co lubili robić razem, zachęcić do wprowadzenia nowej energii do związku.
Jedna para wyliczyła, ile razy w ciągu kilku lat starania się o dziecko była u lekarza, i okazało się, że to było ponad 100 razy! Wyobraźmy sobie, jak bardzo to jest ingerujące w relację między małżonkami.
Dobra informacja, którą słyszałam od kilku małżeństw, jest taka, że ten czas oczekiwania na dziecko może do siebie bardzo zbliżyć, umocnić, nauczyć wzajemnego wsparcia. To później procentuje.
Znam też pary, które się rozstały – pewnie nie tylko przez te trudności, ale warto wiedzieć, że ta sytuacja może stawiać pewne sprawy na ostrzu noża, i zawsze jest ryzyko, że małżonkowie nie będą potrafili być ze sobą blisko. Warto o tym pamiętać i położyć nacisk na pielęgnowanie relacji, na dbanie o siebie wzajemnie, o dobry wspólny czas, piękne spotkania, niekoniecznie intymne, nastawione jedynie na poczęcie.
Ciąg dalszy artykułu na pl.aleteia.org/
*Justyna Kuczmierowska – Psycholog, psychoterapeuta, doradca ds. niepłodności. Prowadzi konsultacje indywidualne i warsztaty grupowe oraz wykłady i konferencje poświęcone tematyce niepłodności. Założycielka Fundacji Instytut Nadziei wspierającej osoby zmagające się z niepłodnością. Współautorka „Nadziei na nowe życie” – poradnika dla marzących o rodzicielstwie. Pracuje w Warszawie.