JABŁONKI

Był sobie duży sad pełen najróżniejszych drzew. Było to piękne i szczególne miejsce: pełne zieleni, kolorowych kwiatów, soczystych owoców, a spomiędzy gałęzi słychać było ptasie śpiewy. W korach drzew miały swoje dziuple małe zwierzątka. Mieszkały tam i wiewiórki, i dzięcioł, a na kwiatach wygrzewały się w słońcu kolorowe motyle, obok których raz po raz przelatywały pracowite pszczoły. Wszyscy żyli w zgodzie i harmonii. Kiedy któreś z drzew robiło się coraz starsze i zaczynało próchnieć, tuż przy nim wyrastało nowe, młode drzewko, które od doświadczonych krewnych uczyło się, co zrobić, żeby wiosną zakwitnąć, a jednocześnie nie zakłócać rytmu życia pozostałym mieszkańców sadu.

W tym sadzie rosły sobie również dwie Jabłonki, które miały piękne zielone liście, połyskujące delikatnie w słońcu i niczym nie porysowaną korę, której wszystkie pozostałe drzewa im zazdrościły. Jabłonki żyły w przyjaźni z mieszkańcami sadu i jak wszystkie drzewa, udzielały schronienia ptakom i owadom, a w ciągu dnia raz dawały cień glebie, innym razem wpuszczały przez swoje gałęzie więcej słońca – w zależności od tego, czego aktualnie potrzebowała ziemia. Miały tylko jedno zmartwienie: mimo że bardzo się starały, nie potrafiły wydać owoców. Początkowo niezbyt się tym przejmowały, tłumacząc sobie, że pewnie kolejna wiosna przyniesie zalążki soczystych jabłek. Ale mijały miesiące i lata, a owoców wciąż nie było. Jabłonki smuciły się tym coraz bardziej. Ich piękne liście pożółkły, a kora poszarzała. Dziuple pokrył szary pył. Gałęzie stawały się coraz bardziej kruche i nawet stosunkowo lekkie ptaszki, które przesiadywały na gałązkach, były w stanie je niechcący złamać.

Mieszkańcy sadu zaczęli zauważać, że coś niepokojącego dzieje się z pięknymi Jabłonkami. W końcu wróbelki, które codziennie odwiedzały Jabłonie, zapytały je o powód ich smutku.
– Kochane wróbelki, wiecie, że mamy wszystko, czego potrzebujemy, aby żyć. Mamy solidną glebę, którą od czasu do czasu zrasza deszcz, dając nam się napić. Mamy zielone listki i wydrążone dziuple. Mamy rozłożyste korony i solidny pień. Mamy słońce, które nas ogrzewa i miłych sąsiadów. Ale… nie potrafimy wydać owoców. Wiemy, że jesteśmy stworzone do tego, żeby zrywać z naszych gałęzi pyszne, soczyste jabłka. Tylko – mimo że bardzo się staramy – nie potrafimy tego z siebie dać… – mówiąc to, Jabłonki posmutniały jeszcze bardziej, a na ich gałązkach pojawiła się rosa.

- Ach, kochane drzewka – zaćwierkały wróbelki. – My was bardzo cenimy bez względu na to czy wydajecie owoce czy nie. Dzięki waszej rozłożystej koronie mamy gdzie przesiadywać i gdzie się spotykać. Wasze gałązki zawsze były mocne i stabilne, dzięki czemu czuliśmy się bezpiecznie. A wasze listki dawały nam cień w upalne dni.  Tak wiele wam zawdzięczamy!
Jabłonki wysłuchały z uwagą tego, co wróbelki miały do powiedzenia i zdziwiły się nieco, że komuś mogły się przydać ich stare gałęzie i pożółkłe liście. Ale smutek ich nie opuścił.

Następnego dnia z dziupli w jednej z Jabłonek wychyliła się wiewiórka. Zobaczyła, że kolejny raz drzewa są tak dziwnie poszarzałe i postanowiła je spytać czy mają jakieś zmartwienie. Jabłonki opowiedziały wiewiórce historię o owocach, których nie mogą mieć.
– Och – westchnęła wiewiórka. – Nigdy nie sądziłam, że może was to martwić. Zawsze was podziwiałam, że potraficie dać mniejszym zwierzątkom – takim jak ja – schronienie w wygodnej i przytulnej dziupli. Dzięki temu nie muszę moknąć, kiedy pada deszcz. Dziękuję wam za waszą otwartość i gościnność!
Jabłonki spojrzały na siebie zdziwione, bo nigdy wcześniej nie zastanawiały się nad tym, czy komuś się ich dziuple przydają czy nie. Po prostu od zawsze były i już. Zrobiło im się miło, kiedy wiewiórka je doceniła i troszeczkę poprawił im się humor.

Kilka godzin później na korze drugiej Jabłonki usiadł dzięcioł. I jak zwykle o tej porze, zaczął z całej siły stukać w drzewo. Ptak przylatywał tam codziennie i każdego dnia o tej samej godzinie rytmicznie uderzał dziobem w pień. Jabłonki były przyzwyczajone do jego obecności – od kiedy pamiętały, dzięcioł często je odwiedzał. Było to tak naturalne, że nawet nie zapytały go nigdy, po co to robi. Tym razem jednak jedną z nich zaciekawiło to żmudne zajęcie i postanowiła zapytać dzięcioła, co mu daje takie stukanie.
– Jak to – zdziwił się dzięcioł – to wy nie wiecie, że w waszych korach mieszka mnóstwo pysznych korników, którymi się żywię? Gdyby nie wy, już dawno padłbym z głodu! Ja nie jadam owoców, jak niektóre zwierzęta. Tylko korniki, którymi codziennie mnie karmicie, pozwalają mi przetrwać. Tak dużo od was dostaję!

Jabłonki były coraz bardziej zdziwione: najpierw wróbelki im dziękowały, potem wiewiórki, a teraz ten dzięcioł. Czy to możliwie, żeby naprawdę tyle miały do zaoferowania innym, mimo że nie wydają upragnionych owoców? Smutek i tęsknota za soczystymi jabłkami jeszcze do końca nie minęły, ale Jabłonki po tych spotkaniach z mieszkańcami sadu poczuły się jakoś tak… przyjemniej. Poczuły się bardziej wartościowe i ważne. Ucieszyły się, że są potrzebne innym. Postanowiły też, że wyczyszczą swoje dziuple z pyłu, żeby wiewiórkom przyjemniej się mieszkało. Kiedy skończyły, zapragnęły wypolerować również swoje kory, żeby i dzięciołowi było z nimi przyjemniej. Nie do końca wiedziały, co takiego się stało, ale poczuły, że wracają im siły.

Kilka dni później Jabłonki wyglądały już nieco inaczej. Pomiędzy pożółkłymi liśćmi zaczęły pojawiać się zielone zalążki kolejnych listków, a wyczyszczona kora pięknie prezentowała się w słońcu. W pewnym momencie jedna z Jabłonek poczuła łaskotanie w dole pnia. Spojrzała w stronę korzeni i zobaczyła małego żuczka, który spacerował sobie po dolnych partiach drzewa. Żuczek uśmiechnął się przyjaźnie i powiedział:
– Przepraszam, jeśli moje dreptanie cię łaskotało. Ale dziś jest taki upalny dzień, a tylko ty dajesz tak orzeźwiający cień, w którym można przyjemnie odpocząć. Zawsze zresztą czułem się u ciebie mile widziany, nigdy nie powiedziałaś mi, że mam sobie iść, choć przychodzę tu od dawna. Jestem ci za to taki wdzięczny! Naprawdę trudno o tak dobre miejsce w upalne dni.

Druga Jabłonka stała bardzo blisko i przypadkiem usłyszała rozmowę z żuczkiem. Z ciekawości zerknęła na swój pień i z niemałym zaskoczeniem zauważyła trzy małe żuczki, odpoczywające w jej cieniu. Ucieszyła się, że i ona może coś zaoferować kolejnym mieszkańcom sadu.

Mijały dni, tygodnie i miesiące, podczas których Jabłonki nierzadko wspominały te ważne spotkania z odwiedzającymi je zwierzątkami. W końcu zrozumiały, że nawet bez owoców są piękne i wartościowe, i że mają w sobie wiele do zaoferowania mieszkańcom sadu. Po żółtych liściach nie było już śladu, kora wyglądała jak nowa, a rozłożyste gałęzie dumnie prezentowały się w promieniach słońca. Jabłonki rozkwitły na nowo.

MS





Dodaj komentarz