Relacja z przedWielkopostnego Dnia Skupienia pt. „A nadzieja zawieść nie może!”

rekolekcje dla małżeństw niepłodnychW sobotę, 1 marca 2025 r., w klasztorze Sióstr Nazaretanek w Krakowie przy ul. Nazaretańskiej 1, w ramach przedWielkopostnego Dnia Skupienia dla Małżeństw Niepłodnych odbyły się, oczekiwane przez wielu, rekolekcje dla małżeństw tęskniących za dzieckiem, którym przewodziło hasło: „A nadzieja zawieść nie może !”. I nie zawiodła! Bo wszystko się świetnie udało, o czym tutaj trochę opowiem.

Dopowiedzieć na początku natomiast trzeba, że organizatorem wydarzenia było Stowarzyszenie Wspierania Małżeństw Niepłodnych „Abraham i Sara”, w imieniu którego spotkanie kapitalnie poprowadzili Ola i Marcin, pięknie, profesjonalnie i z humorem. Wszystko rozpoczęło się zgodnie z planem o godzinie 8:45, gdzie na uroczej sali przecudownych Sióstr Nazaretanek, a wśród nich, obecnych na spotkaniu, Sióstr Angeliki i Teofili i zgromadzonych tam słuchaczy, w tym Księdza Mirosława Czapli i niemałej ilości par małżonków, jako Prelegent wystąpił, gościnnie przybyły z Parafii św. Floriana w Sosnowcu, Ksiądz Grzegorz Koss – lekarz, absolwent Wydziału Lekarskiego Śląskiej Akademii Medycznej w Katowicach i Wydziału Bioetyki Papieskiego Uniwersytetu „Regina Apostolorum” w Rzymie, bioetyk i niezwykle doświadczony, wieloletni duszpasterz rodzin diecezji sosnowieckiej, aktualnie natomiast Dyrektor ośrodka adopcyjnego w Diecezjalnym Centrum Służby Rodzinie i Życiu w Sosnowcu oraz Diecezjalny Duszpasterz Służby Zdrowia.

Tematem głównym wygłoszonego przez Niego wykładu była adopcja prenatalna – zagadnienie budzące coraz szersze zainteresowanie w kręgach duchowieństwa i świeckich.

Zaczął jednak Ksiądz Grzegorz, wedle ugruntowanej już przy tego typu krakowskich spotkaniach Stowarzyszenia, od strawy duchowej, to znaczy od modlitwy i tematu dotyczącego tak upragnionej przez nas wszystkich nadziei, żeby nas, jak dodał, z niewoli braku nadziei, wyswobodzić. Zwłaszcza teraz, czyli w roku 2025, ogłoszonym przez papieża Franciszka Jubileuszowym Rokiem Nadziei.

Ksiądz Grzegorz mówił, że to bardzo wymowne i opatrznościowe, że Kościół katolicki właśnie w tym Nowym 2025 Roku postanowił nakarmić nas nadzieją. Patrzymy bowiem na przyszłość tak, jakby już nic dobrego w naszym życiu miało się nie wydarzyć… Potrzebne jest zatem odzyskanie nadziei, bo ta ostatnio została co najmniej osłabiona, osławioną pandemią rozpoczętą w marcu 2020 r. i wojną Rosji z Ukrainą. Te i inne doświadczenia podcinały nam skrzydła aż do tego stopnia, że wydawało się, że ta nadzieja nawet gaśnie! Są też, dodał Rekolekcjonista, takie doświadczenia osobiste i w życiu małżonków, które podcinają im skrzydła i wydaje się, że pragnienie szczęścia już nie może być spełnione, że i Bóg się wycofał, tak jakby umarł i już Go nie ma… To stwarza przestrzeń, w której nadzieja gaśnie i jakby obumiera. Bóg chce jednak otworzyć przed nami nową przyszłość! Ale kto może te nasze nadzieje, także małżeńskie, i można dodać, rodzicielskie, odnowić, tak, żeby ta nadzieja rozbłysła na nowo :) Istnieje na to lekarstwo! A jest o nim mowa w opowieści o drodze z Jerozolimy do Emaus, jaką dwóch uczniów, Kleofas i Drugi, nieznany z imienia, odbyli z Jezusem… Ich sytuacja też była beznadziejna! A mimo to mieli napełnić się nieoczekiwanie nadzieją mocną, pozwalającą im iść odważnie naprzód. Jak to możliwe? Przecież kiepska była ich kondycja, gdy wychodzili z Jerozolimy. Utracili nadzieję, a przejawem tego braku nadziei była UCIECZKA. Ewangelista Łukasz nieprzypadkowo wspominał o Emaus, miejscowość „oddalonej” od Jerozolimy. Oni „oddalali się” od tego miejsca, które kojarzyło im się z bardzo bolesnymi doświadczeniami, od tego, co przerastało ich siły, czego się lękali, a co i zebrani na nazaretańskiej Sali słuchacze, dziwnie jakoś to „oddalenie” odnajdywali w swoich zbolałych sercach… Różne są formy tej „ucieczki”, podkreślił Prelegent. I na dowód tego przytoczył opowieść o pewnym swoim znajomym, który – gdy stracił żonę – zaczął robić ekstremalne wyprawy górskie także daleko poza granicami kraju, jakie odbywały się dosłownie na granicy życia i śmierci, co właśnie było formą ucieczki przed tym trudnym doświadczeniem…

Drugą postacią tego opisanego przez Świętego Łukasza „oddalania się”, jako objawu umierającej nadziei, była IZOLACJA od innych… Odcinanie się od relacji, znalezienie się w sytuacji, gdy uczniowie z Emaus zaczynali się właśnie izolować. Bo tak też czasem jest, że nie mamy ochoty być z innymi, co jest, zdaniem Prelegenta, zrozumiałe z psychologicznego punktu widzenia.

Po trzecie, w dwóch wędrowcach zdążających do Emaus pojawił się, objawiający ich gasnącą nadzieję, SMUTEK, jaki przejawiał się na zewnątrz, a był widoczny na ich twarzach. Tak silne przeżywali emocje, że się zatrzymali, a ten ich smutek wynikał z zawodu, rozczarowania z tego, co uczniów spotkało. Może to też wynik chaosu, który był w ich umysłach? Nie wiedzieli, co się dzieje, byli wytrąceni z równowagi, oszołomieni nową sytuacją. Tak samo dzieje się i z nami, kiedy nie rozumiemy sytuacji, w której jesteśmy…  A oni, uczniowie z Emaus, rozmawiali i rozprawiali ze sobą. W końcu, przyłączający się do ich wędrówki Jezus Zmartwychwstały, którego zresztą kompletnie na początku nie rozpoznawali, chcąc dotknąć tego ich braku nadziei, zapytał: „A o czym to rozmawiacie?”. W oryginale na wyjaśnienie tego słowa użyto określenia, które oznacza gwałtowną wymianę zdań, utarczkę, rzucanie w siebie słowami, spór, kłótnię, może i nawet oskarżanie siebie nawzajem. I tak to i w naszym życiu bywa, kiedy nadzieja gaśnie i rozmawia się w bliskim gronie, która to „rozmowa” prowadzi jednak do utarczek, robienia sobie wyrzutów.

Kolejnym, czwartym już przejawem braku nadziei, tego, że w ich sercach tej nadziei już nie było, stało się to, że NIE WIDZIELI ROZWIĄZANIA, TRUDNO IM BYŁO UWIERZYĆ, że może stać się coś dobrego w ich życiu. Oni byli pełni przerażenia tym, co usłyszeli od Niewiast, które uważały, że widziały Jezusa Zmartwychwstałego! Nie mieli gotowości na nowość. Musieliby wyjść z pewnych schematów i nabrać odwagi, a tego im zabrakło. Powiedzieć musieliby NIE, po to, by powiedzieć TAK temu, co chce Bóg. I nam też, podobnie jak im, trudno uwierzyć w dobrą przyszłość i powiedzieć TAK temu, co jest dla nas przez Boga przygotowane dobrego w przyszłości…

Rozpoczął się jednak proces leczenia: JEZUS się zbliżył i ROZPOCZĄŁ KURACJĘ, by nadzieja rozbłysła na nowo! Zaczął rozpalać w nich nadzieję. Po pierwsze, Jezus przybliżył się do nich, co było pierwszym ETAPEM ICH LECZENIA. Jezus zaoferował im Swoją Bliskość. Oni się oddalali, On się przybliżył. Jezus się przybliża, jest blisko, bo On jest poruszony brakiem nadziei w ich sercu. Nasz Bóg jest Bogiem Bliskości, jest Bliski, nie utrzymuje dystansu. Bóg w Chrystusie podziela nasze cierpienie, można dodać współprzeżywa je z nami.

Po drugie, JEZUS przybliżył się i SZEDŁ RAZEM Z NIMI. To nie było tylko 5 minut! Stał się Towarzyszem ich drogi, wytrwale i cierpliwie, NIE STAWIAJĄC ŻADNYCH WARUNKÓW! Nie mówił: „Będę z wami, jeśli wydobędziecie wiarę ze swojego serca, przestaniecie być smutni” itp. Nie! Jezus nie stawia takich warunków!

Po trzecie, JEZUS JEST TYM, KTÓRY SŁUCHA! Trzeci wymiar tego uzdrawiajacego wydobywania nadziei z ich serca polega zatem na tym, że słucha, bo chce słuchać tego, co dzieje się w ich życiu. Mówią Mu wszystko, lecz nie same piękne i miłe słowa. Są, można dodać, autentyczni, prawdziwi jak dzieci, o czym później w czasie kazania na Mszy Świętej dopowiedział Ksiądz Grzegorz.

Po czwarte, JEZUS DAJE IM SŁOWO, MÓWI DO NICH. Nie głaskał ich jednak – to nie było wyłącznie miodem, balsamem na ich serca. Bo mówił: „Nierozumni!”, czyli – Głuptasy! „Jak nieskore są wasze serca do wiary!”. ODSŁANIA IM SAMYM PRAWDĘ O TYM, W JAKIM STANIE SIĘ ZNAJDUJĄ. To słowo twarde, ale zawsze wypowiedziane z Miłości, żeby ich skonfrontować z sobą. Pomaga im spojrzeć z Bożej Perspektywy na doświadczenie, które było ich udziałem, a z bólu, rozum przestał im już pracować. Otworzył im oczy. Nadzieja, że On naprawdę Zmartwychwstał zaczęła powoli kiełkować w ich sercach! Dał im dar pewności, że z grobu została wydobyta też ich nadzieja! Pozwala im wrócić do Jerozolimy z zapewnieniem, że jedynie On jest Pewnym Źródłem dla nich! Wrócili zatem do Jerozolimy, mimo że warunki zewnętrzne się zmieniły. Ale napełnili się, nabrali nową otwartość na przyszłość. Wiedzieli, że nie będzie już tak, jak wcześniej myśleli, bo Jezus nie wyzwoli Izraela, można dopowiedzieć, militarnie. JEZUS DAŁ IM NOWĄ PERSPEKTYWĘ, żeby odtąd już w Bożym Świetle widzieli własne doświadczenia i otworzyli się na nową przyszłość. On bowiem będzie z nami, nawet jak tego nie czujemy.

Po pierwszej części tego bardzo ciekawego i krzpiącego serce wykładu mieliśmy przerwę, a w jej czasie mogliśmy bardzo miło ze sobą porozmawiać, także z Księdzem Grzegorzem, podzielić się wzajemnymi troskami, umocnić się nawzajem i posilić się smakołykami, na przykład wyśmienitym murzynkiem Kasi i Tomka, dwoma rodzajami faworków, kolejnym ciastem, różnymi odmianami orzeszków, rodzynków, owocami, herbatkami i kawą.

Kolejnym punktem programu była konferencja na temat adopcji prenatalnej (embryo adoption) w świetle nauki Kościoła katolickiego. To była istna uczta wiedzy z zakresu bioetyki, medycyny i teologii. Jak zauważyła później Madzia, małżonka Marcina, przygotowanie do tego ważnego tematu i prezentacja wszystkich związanych z nim szczegółowych zagadnień, mogła budzić wielkie zdumienie i zasługiwała na podziw nad ogromem wiedzy, erudycji i zaangażowania ze strony Księdza Grzegorza. Wszyscy, łącznie z Siostrami Nazaretankami, słuchali tego drugiego wykładu z wypiekami na twarzy.

Prelegent zadał pytanie, czy adopcja zamrożonych wskutek in vitro ludzkich zarodków jest dobra, dopuszczalna moralnie, czy też nie zasługuje na poparcie. A dotyczyło to pytanie ludzi, których naturalny rozwój został zatrzymany na etapie zamrożenia w ciekłym azocie na bardzo wczesnym etapie od poczęcia, z zachowanym jednak potencjałem  rozwojowym. Ludzi, ponieważ Embrion ma godność ludzką, to w końcu Człowiek na pierwszym etapie rozwoju. Życie to Wartość, która musi być uszanowana ze względu na nią samą! To zatem nie jest zwykły materiał biologiczny, lecz ma godność właściwą dla osoby ludzkiej od momentu poczęcia. Zdaniem papieża Jana Pawła II Embrion ma prawo do życia (wypowiedź z 24 maja 1996 na sympozjum „Evangelium vitae a prawo”).

Ksiądz Grzegorz Koss omówił bardzo dokładnie i wnikliwie różne trudności i ograniczenia związane z powyższą formą adopcji oraz przedstawił  stanowisko Kościoła w tej kwestii (np. Zawarte w instrukcjach: „Donum Vitae” z 1987 i „Dignitas personae” z 2008), w żaden sposób nie potępiając, czy też surowo nie oceniając kobiet, które na taką adopcję już wyraziły pełną gotowość (np. ok. 200 kobiet z Massa w Toskani we Włoszech). Adopcję, w ramach której to Dziecko przyjęłyby w swoim łonie za swoje w sposób trwały, nieodwołanie, czyli nie tylko na okres 9 miesięcy, lecz na zawsze. Uczyniłyby to, mimo tego, że Dziecko genetycznie pochodzi od innych rodziców, a przenoszone zostaje jako Embrion do macicy, kobiecego łona. To ponadto nie matka adopcyjna i jej małżonek byliby rodzicami, którzy doprowadzili do sztucznego, laboratoryjnego od strony technicznej, poczęcia na drodze in vitro.

Debata ostatecznie okazała się nierozstrzygnięta i poniekąd pozostaje otwarta. Nie zamyka się kategorycznie tej dyskusji, bo nie da powiedzieć do końca tej metodzie adopcji TAK albo NIE, gdyż nie ma tutaj definitywnego sprzeciwu. Na pewno natomiast godna pochwały z moralnego punktu widzenia i szlachetna jest sama propozycja i intencja tych matek, których celem jest uszanowanie i obrona życia ludzkiego, które bez takiej adopcji nie miałoby żadnych szans na przyjście na świat, jak każdy inny narodzony człowiek. Niektóre z matek nawet wyrażają gotowość do przyjęcia każdego Embrionu, nawet z uszkodzeniami. W pozostałych aspektach okazuje się jednak, że ta forma adopcji prenatalnej budzi nierozwiązywalne problemy etyczne, niesie za sobą wiele problemów także natury psychologicznej, prawnej i medycznej, a nawet eugenicznej – w postaci przyzwalania na selekcję, czyli działanie eugeniczne. W tym ostatnim przypadku to przykład wybierania życia konkretnego poczętego człowieka na etapie embrionalnym ze względu na pewne jego cechy eugeniczne (greckie słowo „eugenes” oznacza: dobrze, pięknie, doskonale poczęty, narodzony), czyli morfologicznie najlepsze, co siłą rzeczy musiałoby prowadzić do oceny medycznej „jakości” zarodków ludzkich, niczym „towaru na zamówienie”. A to rodzi poważne niebezpieczeństwo przedmiotowego traktowania konkretnego człowieka jako „produktu”. Podkreśla się ponadto, że nie można dobra, jakim jest ochrona ludzkiego życia, pozwolenie na narodziny i dalsze życie człowieka (dobry cel: dobro Dziecka), realizować za pośrednictwem zła, czyli moralnie złych środków (np. techniczny transfer zarodka ludzkiego do łona matki; noszenie w łonie nie swojego dziecka, bo poczętego sztucznie za pomocą in vitro przez innych biologicznie rodziców), bo cel i szlachetne nawet dążenie do niego nie uświęca złych środków, czyniąc je poprzez to dobrymi.

Kościół katolicki pozostaje zatem w tym temacie bardzo ostrożny (Faggioni, OFM „La questione degli embrioni congelati”, „L’osservatore Romano”, 22-23.07.1996, s. 6). Nie ma tutaj więc moralnie godziwego pod każdym względem rozwiązania.

Po wygłoszonej konferencji odbyła się dyskusja z Prelegentem. Ciekawe było stwierdzenie jednej z uczestniczek, że w tej bardzo skomplikowanej moralnie sytuacji chyba najważniejsze powinno być to, czego Pan Bóg od nas oczekuje. A inni spośród słuchaczy konferencji inni później wyznali, że obawiając się tego, że nieznany im Kapłan być może będzie nawet zachęcał bez oporów do dokonywania tego rodzaju adopcji prenatalnej przez niepłodnych małżonków, członków Stowarzyszenia, to zawczasu przygotowywali rzeczowe kontrargumenty za tym, że jednak ten pomysł nie jest moralnie najszczęśliwszy. Na szczęście nie było konieczności prowadzenia z Wykładowcą zażartej walki na argumenty, bo też i nie należy On do „ślepych” i bezkrytycznych zwolenników adopcji, o której tak znakomicie opowiadał.

Podczas spotkania można było ponadto wysłuchać świadectwa jednej z naszych sympatycznych Koleżanek (Kingi), która wraz z mężem zmagała się z niepłodnością. Szczerze przyznała, że w sercu, w chwilach zwątpienia z powodu przedłużającego się czasu braku spodziewanego dziecka, wołała i wzdychała do Boga, w tak znanych słuchaczom konferencji i świadectwa, myślach i słowach, typu:

- „Dlaczego Pan Bóg nie działa w moim małżeństwie? Czemu ktoś, kto Cię o to prosi, nie dostaje Dziecka, a kto nie chce, dostaje?”
– „Czemu tak to wygląda? Czemu jak Cię proszę, to nie słuchasz?”
– „Otwieram swoje serce, a Ty Boże nie wiadomo na co czekasz!”

To są pytania graniczne i bardzo odważne, szczere, pełne bólu i rozgoryczenia, autentyczne, nie udawane, do których naprawdę, jako Kobieta i Mężczyzna, mamy prawo, a co  nawet przy pewnej okazji (dzień utraty Dziecka Poczętego), wcale się nie oburzając, potwierdzał Biskup Sosnowiecki Artur Ważny!

Kinga zwracała też uwagę na to, z jak wielkim spotykała się niezrozumieniem i żenującą znieczulicą ze strony znajomych, kolegów i koleżanek. Pewnego razu stanęła w obronie poglądu, że dwójka dzieci to wcale nie jest żadna patologia, lecz może właśnie z Miłości się one w danym związku wzięły. Na co otrzymała adresowaną do Siebie i Męża twardą i ostrą ripostę, nazwaną przez Kingę „siekierą słowną” że: „To po Was nie widać tej Miłości…!!!”. Można by dodać, skąd my to znamy, Kingo…? Nie jeden z nas spotkał się bowiem z podobnego typu nieżyczliwymi uwagami otoczenia …

Na zakończenie, Kinga, dzieląc się radością z powodu narodzin Henryczka, dodała, pewnie pragnąc pocieszyć pary, Które jeszcze bardzo cierpią, bo nie zostały dotąd w modlitwach wysłuchane, żeby być świadomym tego, że Pan Bóg zawsze, mimo wszystko i bez względu na wszystko, jest ze mną… Bo On sam przeszedł ciężkie sprawy, strach, samotność, nawet poczucie opuszczenia przez Ojca…

To było piękne, że tak właśnie, dając szczere świadectwo nasza Koleżanka powiedziała, budząc w sercach słuchaczy ufność, że to nie jest tak, że Pan Bóg jest nieczuły i obojętny… Nie! On taki nie jest, nie wierzmy w to! On wie, czym jest straszny nawet ból, czy cierpienie braku dziecka, także jest w tym przerażającym nie raz stanie, jako Ten, który nam współczuje i nas kocha, nawet jeżeli sprawia to wrażenie, że jego odmowa świadczy o czymś przeciwnym… Nie wiemy, dlaczego tak się dzieje, ale On wie, i nawet, jeżeli nie wysłuchuje, to wie dlaczego to dopuszcza… Przykład Kingi świadczy jednak o tym, że niektórym się udaje, są zatem tacy, których Bóg wysłuchuje, co może być też i udziałem niejednego z nas. Daj  Boże, aby tak się stało, o ile to możliwe, nawet nam Wszystkim… ❤️

W programie spotkania przewidziano i zrealizowano wedle zamierzonego planu również bardzo smaczny, dwudaniowy obiad, a następnie, ucztę duchową, czyli Mszę św. w intencji o dar potomstwa (odprawiał Ksiądz Grzegorz w koncelebrze z Księdzem Mirosławem), a wcześniej Drogę Krzyżową i uwielbienie z modlitwą wstawienniczą (po Mszy Świętej) oraz możliwość spotkania i rozmowy z osobami przeżywającymi podobne trudności, co stworzyło przestrzeń pełną zrozumienia, współczucia i wsparcia oraz umocnienia, rodząc wzajemne sympatie oraz chrześcijańską miłość siostrzaną i braterską.

W pamięci wszystkich zapadło kazanie Księdza Grzegorza, a zwłaszcza barwny przykład synka jednego z cyrkowych linoskoczków, który bez wahania, z dziecięcą śmiałością i wielką odwagą usiadł na siodełku roweru, którym jego ojciec jechał… po linie rozpiętej między domami miejskiego ratusza. Na pytanie, czy się bał, podczas gdy nikt inny na ten rower rozpięty na linie wsiąść nie chciał, odrzekł, że nic a nic się nie bał, bo linoskoczek to jego Tata :-)

W ten sposób zaproszony Gość i Kapłan uczył nas, żeby przed Bogiem zawsze być ufnym jak Dziecko. Bo Jezus, dodał Ksiądz Grzegorz, zawsze pozwala i mocno pragnie, żeby każdy z nas, przychodził blisko do Niego. A my, jako takie właśnie małe i prawdziwe Dzieci Boga, możemy się wtedy poczuć z Jezusem – „Boskim Linoskoczkiem” w pełni, zupełnie bezpiecznie, spontanicznie pozwalajac sobie nawet na bycie przed Bogiem całkowicie autentycznymi. Nie udając, że jest źle, kiedy jesteśmy smutni i chce nam się płakać i wyć albo że jest radośnie, gdy czujemy się szczęśliwi i zadowoleni. Mamy zatem stać się jak dzieci, jednak jeden z naszych przesympatycznych i wesołych Kolegów, zadał pytanie: „W jaki sposób to zrobić, skoro moja Ukochana Żona mi mówi: Chłopie, dorośnij wreszcie.” :lol:

Ksiądz Grzegorz zachęcał też do tego, aby modlić się o dar zadziwienia, jak dziecko, tym wszystkim, co Bóg nam daje i czym nas obdarza, także na Ołtarzu podczas Eucharystii, którą mieliśmy podczas Mszy Świętej ogromne szczęście przyjąć pod Obydwiema Postaciami, Krwi i Ciała Pańskiego. ❤️

Na koniec, po wspólnym uporządkowaniu sali, zasiedliśmy do niewidzialnego, powietrznego,  „okrągłego stołu”, wokół którego ułożono krzesełka, na których usiedliśmy, dzieląc się wspólnymi wrażeniami ze spotkania :-)

Bardzo miłym gestem było to, że każda Para Małżeńska i inni Uczestnicy spotkania, otrzymali od Kasi i Tomka w prezencie przepiękne książeczki i wielkanocną świecę, za co Im gorąco dziękujemy :)

Wszyscy chyba, łącznie z naszymi Kapłanami, byli zadowoleni, i chyba nikt nie żałował tej sobotniej podróży wraz z Jezusem do naszego krakowskiego, nazaretańskiego Emaus, po opuszczeniu którego, wszyscy, jedni  wcześniej, a drudzy później, wrócili do domów, by dalszą trasę i wędrówkę życia kontynuować z Najlepszym Kompanem, czyli z Jezusem. ❤️

Ten piękny dzień skupienia z pewnością, jak pisali i pragnęli tego organizatorzy, w pełni się udał i stał się oczekiwaną odpowiedzią na potrzeby małżonków, w szczególności do wspólnotowej modlitwy, grupowego, wzajemnego i serdecznego wsparcia oraz zawierzenia swojej czasem bardzo trudnej sytuacji Panu Bogu, z nadzieją na naprawdę lepszą, piękniejszą przyszłość, której Nadzieją jest Jezus i do której to przyszłości możemy się wobec tego ufnie i z radością uśmiechnąć :-)

Przemek





Dodaj komentarz