Abraham i Sara usłyszeli kiedyś obietnicę, że będą mieć syna. Miała to być odpowiedź na pragnienie, które nosili w sobie przez całe życie, a które ciągle przypominało im, że są małżeństwem niespełnionym, niezdolnym do przekazania życia. Wydawało im się, że mają prawo do dziecka. W tym pragnieniu i poczuciu należnego im szczęścia zdążyli się zestarzeć. Niemożliwe miało stać się możliwym. Czas płynął, pragnienie się wzmagało, cierpliwość się kończyła, potomka ciągle nie było.
Postanowili mieć dziecko za wszelką cenę. Być może poczuli się oszukani. Nikt nie chce padać ofiarą iluzji, zwłaszcza w sprawach ważnych i delikatnych zarazem. Rozczarowania bolą. Narzędziem spełniania marzeń miała stać się piękna niewolnica Hagar. Wystarczyło pomyśleć i wykorzystać panujący zwyczaj, rodzaj niepisanego prawa. Pozwalało ono, by w przypadku niepłodności pani domu, jedna z jej niewolnic użyczyła swojego ciała, stając się biologiczną matką. Potem rodząc na rękach niepłodnej pani oddawała jej dziecko tracąc do niego wszelkie prawa. Nagrodą była hojna zapłata, czasem wyzwolenie. O instrumentalnym traktowaniu kobiety nikt nie myślał. Miało to jednak swoje konsekwencje, które niejednokrotnie przerastały ludzi. Nawarstwiło się kilka bardzo trudnych problemów. Abraham i Sara uciekając od jednego cierpienia, wpadli w drugie, którego rozmiarów nie byli w stanie przewidzieć ani dla siebie ani dla nikogo. Krzyż małżeńskiej niepłodności nie przestał być krzyżem. W tym względzie nic się nie zmieniło, jako małżeństwo dalej byli niepłodni. Czekała ich adopcja dziecka niewolnicy. Pokochać Izmaela nie byłoby trudno, gdyby niewolnica Hagar miała trochę pokory. Tymczasem jako płodna zaczęła upokarzać bezpłodną Sarę i małżonkowie znaleźli się w potrzasku swoich pomysłów, niejako „pomiędzy”. Szczęście, które miało być tak oczywiste, przestało oczywistym być. A ponieważ nikt nie chce cierpieć, nawet jeśli zawini, zaczyna tworzyć strategię przetrwania. Oboje broniąc się przed konsekwencjami własnych wyborów, właściwie zmuszają niewolnicę by z Izmaelem uciekła na pustynię. Konsekwencje ucieczki jednych miażdżą drugich. Winni ranią niewinnych.
Bóg poruszony sposobem potraktowania niewolnicy wypowiada zaskakująco twarde słowa:
Twój syn będzie dziki jak onager (dziki osioł): będzie walczył przeciwko wszystkim i wszyscy – przeciwko niemu; będzie utrapieniem dla swych pobratymców.
Rdz 16, 12n
Wydaje się, że jest w tej historii zawarta pewna analogia do współczesnych prób „posiadania dziecka za wszelką cenę”, skrótowo i enigmatycznie nazywanych in vitro. Są mity, które z ewangelicznego punktu widzenia należy obalić, czy się to komuś podoba czy nie.
Mit I – Rodzice mają prawo do dziecka
Grzech pierworodny w myśleniu wielu małżonków polega na całkowicie błędnym założeniu. Jest nim całkowicie subiektywne (skądinąd zrozumiałe) ale fałszywe przekonanie, że macierzyństwo i ojcostwo się należy. W Ewangelii nie znajdziemy na ten temat nawet jednego zdania. Nic nikomu się nie należy. Bóg wszystko może, ale niczego nie musi. Miłość jest wolna w swoich decyzjach; daje co chce, komu chce, jak chce i kiedy chce. A więc nie zawsze, nie wszystko i nie każdemu! Człowiek nie powinien w żaden sposób tej miłości „przymuszać”, „szantażować”, nawet najbardziej szlachetnymi odruchami serca. Tego myślenia muszą się wystrzegać także zwolennicy naprotechnologii (metody leczenia zgodnej z nauczaniem Kościoła). Posiadanie dzieci nie jest żadną „należnością”, nie jest prawem, jest łaską czyli darem niezasłużonym. Jest też powołaniem a to oznacza, że w sensie najbardziej dosłownym macierzyństwo i ojcostwa bez Boga nie istnieje w ogóle lub istnieje ale jako uzurpacja i polega na „wykradaniu” i „zawłaszczaniu” sekretu życia Stwórcy. To jest nieporównanie poważniejsza sprawa niż kradzież ognia jakiej dopuścił się Prometeusz, który zresztą poniósł konsekwencje swojej decyzji; codziennie przylatywał jastrząb, który wyjadał mu kawałek wątroby. Zwróćmy uwagę, że nawet świat mitu nie pomija kwestii odpowiedzialności. Nawet mity mówią o konsekwencjach. Starożytni dostrzegali oczywistość związku przyczyny i skutku, której współcześni ludzie wydają się nie zauważać.