Dialogi po stracie dziecka

Już bardzo się cieszyliśmy na dziecko – podzieliła się z nami Luiza -  Zaczęłam już zaglądać do cudzych wózków, zauważyłam, że jestem milsza niż zwykle w relacjach z innymi ludźmi. Pochwaliłam się rodzinie. Minęło kilka tygodni. Byłam w siódmym niebie, zwłaszcza, że czekaliśmy na ciążę już kilka lat. I nagle poczułam krew na bieliźnie, ból, który się przedłużał. Zadzwoniłam do Krzyśka. Przyjechał natychmiast. Szybka jazda do szpitala. Niewiele więcej pamiętam poza tym, że dotarło do mnie, że to poronienie. Na drugi dzień wróciłam do domu. Wszyscy naokoło mnie pocieszali, że następnym razem się uda. Czułam, że usiłują we mnie stłumić uczucia bólu po śmierci dziecka. Ciągle mówiłam Krzyśkowi o moim bólu, rozpaczy, rozczarowaniu, zawodzie. A on milczał. Zdawało mi się, że do niego nic nie dociera. Nic nie mówił. Zaczęłam  być nieprzyjemna wobec niego, coraz bardziej rozdrażniona. Długo nie mówiłam, co czuję wobec niego. Aż w końcu  nie wytrzymałam: Czy ty jesteś z kamienia!!? – wykrzyczałam mu kiedyś… Ty nic nie rozumiesz?! Czy Ciebie to nic nie obchodzi?

- Bardzo bolały mnie oskarżenia Luizy - powiedział na to Krzysiek -  Ja cały czas byłem przy niej. Widziałem jej cierpienie. Cierpiałem razem z nią. Bardzo. Nie mówiłem nic, bo nie chciałem swoimi uczuciami powiększać jej cierpienia. Nie chciałem podsycać jej uczuć. Nie chciałem jej bardziej ranić. Jednak  teraz poczułem się tak dotknięty i oskarżony o nieczułość, że powiedziałem żonie dlaczego milczałem. Poczułem się zrozumiany.

************************

Inaczej  przeżyli śmierć dziecka Kaja i Lucjan.

- Po pogrzebie Kamila – powiedziała Kaja -  Lucjan proponował mi to spacer, to chciał rozmawiać o książce, oglądać razem film.  Ja przeżywałam pustkę, załamanie, gniew, a on mi o ptaszkach, kwiatkach i książce. Nie podejmował tematu śmierci Kamila.

- Bardzo  przeżyłem śmierć Kamila – powiedział Lucjan -  To był dla mnie szok, ale życie płynie dalej. Nie można zadręczać się. Starałem się cały czas być  przy Kai, ale równocześnie odwracać jej uwagę od rozdrapywania w niej bólu przez nią samą.

************************

Dla Blanki najtrudniejszy był dialog z samą sobą: Zaraz po poronieniu oskarżałam siebie, że spowodowałam je swoim nieostrożnym zachowaniem. Nie mogłam sobie darować tego zbiegnięcia szybko po schodach w przeddzień poronienia i awantury z Rafałem o jakieś głupstwo dwa dni wcześniej. Nie mogłam przebaczyć sobie. A potem były pretensje i bunt wobec Pana Boga. Że dopuścił do czegoś takiego, że złamał moje szczęście, a podobno jest dobry… Odrzuciłam Go, jako tego, który nie zapobiegł śmierci naszego Stasia. Dużo czasu minęło, aż te emocje we mnie się uspokoiły i dotarło do mnie, że nie jestem winna śmierci dziecka i że nie jest winny Pan Bóg, że to choroba cywilizacyjna.

************************

- Prawdziwy egzamin z dialogu jako postawy przyszło nam zdawać w ekstremalnym momencie naszego życia, jakim było odejście dwójki naszych dzieci w 5 i 6 miesiącu ciąży w odstępie 2 lat – podjęła temat Daria -  Trudno wyrazić z jaką ilością poplątanych emocji  przyszło się nam wtedy zmierzyć. Dialog okazał się jedyną szansą powrotu do siebie. Ale nie było łatwo wprowadzić w życie zasadę zrozumienie przed ocenianiem. W sytuacji kiedy oboje bardzo potrzebowaliśmy czuć się zrozumiani, łatwo dochodziło do oskarżeń, albo wcale nie lepszej w skutkach rezygnacji jednaj z osób z prawa do zrozumienia. W efekcie z jednej ukrytej plątaniny emocji wchodziliśmy w drugą. I tak bez końca. Trudno było wówczas mówić, nie raniąc gdyż nasze oczekiwania wobec siebie oraz sposób przezywania straty był różny. Trudności w sferze emocji przeniosły się do naszego współżycia seksualnego. Brak porozumienia miedzy nami sprawił, że próby łagodzenia konfliktów aktem współżycia kończyły się rozczarowaniem.

Robert, mąż Darii, kontynuował: Dialog w naszym małżeństwie zaczął się od prób wzajemnego zrozumienia uczuć Po stracie naszego pierwszego dziecka, Tomka, zaczęliśmy odkrywać w sobie głębokie uczucia nieraz bardzo trudne takie jak żal smutek niespełnienie, brak akceptacji i dzielić się nimi ze sobą. A przede wszystkim przyjmować je, a nie negować. Czasem były one schowane bardzo głęboko. Pierwsze łzy na grobie mojego synka popłynęły mi dopiero 6 miesięcy po pogrzebie. Wtedy ponownie zaakceptowałem samego siebie, Darię i Pana Boga.

************************

Co szósta ciąża kończy się poronieniem. Bardzo ważne jest wtedy wzajemne umacnianie się w małżeństwie, bycie przy sobie z wielką delikatnością, wrażliwością na nieraz odmienne przeżywanie śmierci dziecka przez kobietę-matkę i męża-ojca. Szczególnie wtedy potrzebne są zasady dialogu, wiedza o uczuciach, potrzebach psychicznych i temperamentach.

W dzieleniu się tymi wszystkimi tragediami bardzo wyraźnie ujawniły się różnice temperamentów. Luiza i Krzysiek – oboje emocjonalni. Ale Krzysiek znacznie bardziej separatywny niż Luiza.  Separatywność  wzmocniły silne uczucia, pod  wpływem których nie potrafił ujawnić czułości. Ogromną sekundalność ujawnił Robert, mówiąc, że pierwsze łzy popłynęły mu dopiero 6 miesięcy po śmierci dziecka. Lucjan, prymalny z natury, czyli przeżywający szybkie przypływy emocji, które równie szybko opadają, przeżywał śmierć dziecka inaczej niż znacznie bardziej emocjonalna i sekundalna Kaja. Nie znaczy to jednak, że nie przezywał. Sam powiedział o szoku.

W sytuacji silnego stresu nie zawsze jesteśmy w stanie pilnować szans i zagrożeń naszej osobowości. Przestrzegam jednak przed pochopnymi, a znanymi mi także z różnych publikacji oskarżeniami mężczyzn, że nie są w stanie zrozumieć kobiety po poronieniu, że nie przeżywają, że są nieczuli itp.. Jest prawdą, że nie są w stanie zrozumieć swoich żon do końca, bo to w ciele i duszy żony-matki zranienie następuje bezpośrednio, bo matka i dziecko są organicznie związani ze sobą, ale to nie oznacza, że nie przeżywają tragedii razem z nią. Warto, by obie strony zwróciły w takim przypadku uwagę na to, ze przeżywają odmiennie ten dramat, raz z powodu odmiennego przeżywania macierzyństwa i ojcostwa, a dwa – z powodu odmienności temperamentów – jeżeli rzeczywiście mają odmienne naturalne predyspozycje. Ale powtarzam: przestrzegam przed pochopnymi oskarżeniami i pretensjami.  Tak bardzo ważne jest podzielenie się uczuciami. Niepodzielenie się może spowodować większe spustoszenie w relacjach, aniżeli ryzyko pogłębienia cierpienia.

Bardzo złym doradcą jest pocieszanie typu: „nie martw się, nie przeżywaj tak”. Trzeba być przy, towarzyszyć sobie w trudnych sytuacjach. Cieszcie się z tymi, którzy się cieszą, płaczcie z tymi, którzy płaczą (Rz 12,15). W małżeństwie też.

Jeżeli w domu są już starsze dzieci, to dochodzi do tego dialog z nimi o tym. Potrzebna jest wielka delikatność i akcentowanie, że braciszek lub siostrzyczka jest w niebie, że takie rzeczy zdarzają się. (Pamiętam swoje spotkanie z rodzinką i pytam 6-letniego chłopca, jak ma na imię, a on odpowiada: Paweł, ale zaraz dodaje dość radosnym głosikiem: Mam jeszcze siostrzyczkę, która jest w niebie! Co za radosna świadomość!) Trzeba w tym czasie okazywać małym dzieciom szczególnie dużo serdeczności, gdyż znamy sytuacje, że śmierć nienarodzonego rodzeństwa, żałoba nie przeżywana wspólnie przez całą rodzinę, tylko ukrywana przed dziećmi („bo małe i nie trzeba ich tym obciążać…” – nie jest to właściwy sposób rozumowania) staje się traumatycznym przeżyciem, które rzutuje lękami i poczuciem zagrożenia na całe życie. Znamy też sytuację, gdy za zły nastrój mamy, dziecko obwinia samo siebie. Ale o tym nie  mówi. Jednak rzutuje to na jego psychikę.

O płodności całkowitej

Przy okazji jeszcze kilka słów o biologicznej niepłodności. To nie jest żadna kara Boża. Warto przypomnieć sobie, ile małżeństw wymienianych w Starym Testamencie długo było biologicznie niepłodnych, a Bóg okazywał im szczególną miłość. W sytuacji biologicznej niepłodności potrzebny jest również bardzo delikatny dialog męża i żony, wzajemne okazywanie sobie czułości i wspólny dialog z Panem Bogiem na temat drogowskazów dalszego życia. Niepłodność biologiczna może być okazją do podjęcia szczególnych wyzwań. Najbardziej naturalna wydaje się adopcja. Potrzebny jest bardzo szczery i bardzo otwarty dialog męża i żony przed podjęciem decyzji o adopcji. Zdarza się, że jedna strona tego bardzo chce i wywiera presję na drugą. Potrzebna jest autentyczna zgoda podjęta wspólnie w miłości i wewnętrznej wolności. Adopcja nie jest zresztą jedynym rozwiązaniem.  Małżeństwo jest zawsze płodne, gdy daje coś z siebie innym, szczególnie w zakresie pomocy duchowej, relacji z innymi, pracy charytatywnej. Nazywamy to płodnością całkowitą. Trzeba leczyć niepłodność biologiczną, ale nie pragnąć dziecka na siłę i nie uciekać się do nieetycznych rozwiązań. (J.G.)

Przebaczyć Bogu?

Przy okazji temat o tzw. przebaczeniu Panu Bogu. Pojawia się czasem wtedy, gdy dotyka nas niesprawiedliwe cierpienie, jakiś życiowy dramat. Gdzie był Bóg? pytamy. A jeżeli nie pytamy głośno, to wewnętrznie czujemy żal do Pana Boga. Jak mógł dopuścić do czegoś takiego? Dlaczego dopuścił do tego, żeby nasze oczekiwane tyle lat dziecko urodziło się nieżywe, dlaczego nie możemy mieć dzieci, których bardzo pragniemy… itd. Niekiedy ten żal i te pretensje kończą się osądem, że Boga nie ma, albo jest zły i odchodzi się od Niego. Czasem, kiedy emocje opadają, jest się skłonnym „przebaczyć” Panu Bogu.

Tymczasem trzeba bardziej prosić Pana Boga o przebaczenie takiemu swojemu sposobowi myślenia, niż przebaczać Jemu. Bóg nie jest sprawcą nieszczęść. Bóg dopuszcza zło, jakim jest np. zatrucie środowiska, mające m.in. wpływ na poronienia. To zło jest – używając daleko idących skrótów myślowych – konsekwencją grzechu pierworodnego. Ale po zobaczeniu tego zła, możemy otworzyć się na  przeogromną miłość Boga do człowieka w każdej sytuacji. Bóg zawsze podaje rękę człowiekowi, stwarza go, tak jak widać to na pięknym fresku Rafaela w Kaplicy Sykstyńskiej. Możemy dziś powiedzieć „stwarza człowieka na nowo”. Ogarnia miłością, czułością, podpowiada rozwiązania. Potrzebny jest dialog z Nim szczególnie w sytuacji dramatu. Potrzebny jest dialog z Nim wolny od budowania ocen na emocjach… To podstawa dialogu jako drogi duchowej. (J.G.)

Codziennie modlimy się o dar dialogu dla wszystkich, którzy uczestniczyli w Spotkaniach Małżeńskich. Szczególnie małżeństwa po stracie dziecka polecamy miłości Bożej, by tę miłość odczuły.

(z materiałów formacyjnych stowarzyszenia Spotkania Małżeńskie)

************************

Autorzy są  animatorami stowarzyszenia Spotkania Małżeńskie.

Spotkania Małżeńskie są ruchem rekolekcyjnym mającym na celu pogłębianie więzi małżeńskiej, pomoc w lepszym i głębszym zrozumieniu się męża i żony oraz pełniejsze doświadczenie sakramentalnego wymiaru ich związku. Dokonuje się to poprzez proponowanie małżeństwom takiej formy dialogu, która z jednej strony pozwoli mężowi i żonie głębiej poznać się nawzajem, z drugiej zaś – w przypadku nieporozumień – pomoże rozwiązywać konflikty między małżonkami.

Aby naprawdę SPOTKAĆ SIĘ ze sobą i z Bogiem, trzeba bardziej słuchać niż mówić, bardziej dzielić się niż dyskutować, bardziej rozumieć niż oceniać, a nade wszystko – przebaczać.

Irena i Jerzy Grzybowscy





Dodaj komentarz