Cud Bożej miłości

Chcemy zaświadczyć o cudzie, jaki nas spotkał. O tym, że Bóg jest nieskończenie dobry i łaskawy, i że wysłuchuje modlitw, a jego dary przewyższają to, o co prosimy!

M: Nasza historia zaczęła się tak, jak wiele innych. Ślub, a po nim najpierw radosne, lecz z czasem coraz bardziej niecierpliwe oczekiwanie na dziecko. Ponieważ oboje byliśmy po 30, dość szybko zaczęliśmy szukać przyczyny niepowodzeń i już niespełna rok po ślubie usłyszeliśmy diagnozę, która brzmiała jak wyrok. Bardzo złe wyniki badań nasienia i w praktyce żadnych szans na naturalne poczęcie. Kolejne dwa lata poświęciliśmy na próby leczenia, jednak wyniki pozostawały bez zmian, a każdy miesiąc fundował nam huśtawkę emocji – od nadziei do rozpaczy. Z czasem nadziei było coraz mniej. Przeżyliśmy wszystkie trudne emocje towarzyszące niepłodności – żal, złość, poczucie krzywdy i niesprawiedliwości, zazdrość i lęk.

K: Doświadczenia te, choć niełatwe, z czasem bardzo wzmocniły naszą wiarę i zbliżyły nas do Boga. Zaczęliśmy codziennie wspólnie się modlić i czytać Ewangelię. Odmówiliśmy Nowennę Pompejańską i potwierdzamy, że siła tej modlitwy jest wyjątkowa. Także nasi przyjaciele modlili się za nas, za co jesteśmy im bardzo wdzięczni. Uczestniczyliśmy w mszach z modlitwą uwielbienia – najpierw z pewnymi oporami, później jednak przekonaliśmy się, że może to być autentyczne doświadczenie Boga. Rzecz w tym, by w modlitwie wszystkie swoje słabości, żal i gniew, niedostatek wiary i ufności oddać Jezusowi z prośbą o uzdrowienie i potrzebne łaski. I by modlić się tak, jak Jezus w Ogrójcu: „Ojcze, nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie”. Bardzo dużym wsparciem były dla nas comiesięczne spotkania duszpasterstwa małżeństw niepłodnych i rekolekcje organizowane przez wspólnotę. Poznaliśmy tam pary, z którymi przyjaźnimy się do dzisiaj, wspaniałe siostry i księży.

Od pierwszego dnia, w którym poznaliśmy bardzo słabe wyniki seminogramu, zastanawiając się, co dalej, braliśmy pod uwagę także adopcję. Potrzebowaliśmy jednak kilku lat, by dojrzeć do tej decyzji. Trzeba też szczerze wyznać, że przez wiele miesięcy zmagaliśmy się z wątpliwościami, czy aby nie spróbować sztucznych metod zapłodnienia. Czytaliśmy na ten temat i otwarcie o wszystkim rozmawialiśmy. Niektóre argumenty przeciw są oczywiste (śmierć zarodków, ryzyko dla zdrowia matki i dziecka), inne natomiast wymagają zrozumienia w świetle wiary. Ostatecznie decydujące okazało się pytanie, jaka jest wola Boża względem nas. Jaki jest sens tego, co nam się przytrafiło? „Ojcze, nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie”. Tak dojrzewaliśmy do decyzji o adopcji.

M: W styczniu 2014 odwiedziliśmy ośrodek adopcyjny i rozpoczęliśmy starania o adopcję. W kolejnych miesiącach przeszliśmy testy i załatwiliśmy niezbędne formalności. Od września 2014 uczestniczyliśmy w kursie przedadopcyjnym. Na nowo zaczęliśmy wierzyć, że zostaniemy rodzicami. W wyobraźni urządzaliśmy już pokoik dziecięcy i planowaliśmy remont mieszkania. Jednak w listopadzie 2014, tuż przed otrzymaniem kwalifikacji na rodziców adopcyjnych, okazało się, że pokój dziecięcy będzie potrzebny szybciej, niż sądziliśmy. Pan Bóg zrobił nam niespodziankę i 4 lata po ślubie zobaczyliśmy upragnione 2 kreski na teście, a wkrótce potem usłyszeliśmy bicie serca naszego dziecka podczas badania USG! W lipcu 2015 zdrowo i szczęśliwie przyszedł na świat nasz wyczekany synek Antoś – żywe świadectwo niezmierzonej dobroci Boga.

Chwała Panu!

Maja i Krzysiek











Dodaj komentarz