Styczeń był zupełnym przeciwieństwem grudnia – totalne czarnowidztwo, betonowa ściana i beznadzieja…
Powiedziałam pewnej przemiłej Małgosi w Krakowie, że mam zapas energii na 10 lat, aby zdrowo gotować i cieszyć się życiem, jakkolwiek ono się dalej potoczy. Otóż nie minął miesiąc – a z mojej energii nic nie zostało. Nie chciało mi się gotować, siostrzeńcy zamiast jak zwykle zachwycać – drażnili mnie potwornie. Wszelkie moje działania wydawały mi się bez sensu, no i trapiły mnie myśli, że Panu Bogu chyba nie zależy na tym, żebyśmy to akurat MY mieli dziecko, przecież jesteśmy takimi nieznaczącymi osobami, pyłkami we wszechświecie…
Zapomniałam napisać w grudniowym wpisie, że na rekolekcjach parafialnych – u nas, nie w Krakowie – odnowiliśmy przysięgę małżeńską.
Na efekty nie trzeba było długo czekać – kłóciliśmy się o błahostki niemal co trzeci dzień, nigdy wcześniej nie zdarzało się to tak często.
Cykl mi się rozjechał tak, jak jeszcze nigdy: druga faza trwała 23 dni, w dniu P+17 to już nawet zaczęłam mieć nadzieję, że…
Ale się rozczarowałam. Oczywistym jest, że musiałam przegapić właściwy peak, bo w P+18 test ciążowy był ujemny, i jeszcze tego samego dnia pojawiło się krwawienie. Jak mogłam nie zauważyć objawów płodności?
Przez to dodatkowo jeszcze zwątpiłam w siebie, a przecież instruktorka chwaliła mnie podczas nauki modelu Creightona, że rzetelnie prowadzę obserwacje…
Wszystkie moje wysiłki na nic się zdają.
Ciemno, zimno i wiatr.
Niedzielne wieczory spędzałam na nasączaniu łzami mężowskiej koszuli…
Na szczęście wtedy on dodawał mi otuchy i pocieszał, jak umiał. I bez słowa zmywał wszystkie naczynia, kiedy nie miałam siły wstać z kanapy…
Na szczęście pod koniec miesiąca odwiedzili nas moi rodzice – zanim zdążyłam wyżalić się mamie, jak to wszystko mi źle idzie, ona zasypała mnie komplementami, że widać po nas, jak pozytywnie się zmieniamy i że bardzo cieszy ją sposób, w jaki sobie radzimy z naszą niepłodnością. Kiedy odjeżdżali – już wiedziałam, że w depresję nie wpadnę
Dziś, kiedy to piszę – znowu widzę, że moje starania mają sens, i wszystko wróciło do normy Humor mi dopisuje, a w powietrzu czuć przedwiośnie!