w poszukiwaniu...

… „bakterioza”

Właśnie przed chwilą napisałam całkiem pokaźny wpis, ale pieron go wziął – no nic, jeszcze raz.

Po pierwsze serdeczne dzięki za odpisanie mi w temacie diety. Zawsze to dobrze poczytać, że komuś jest dobrze, że odnajduje radość w tym szaleństwie:) JA również zauważyłam jeszcze jedną rzecz, a właściwie chyba dwie: po pierwsze chyba powoli się przyzwyczajam i nie jest mi juz tak szkoda, np. batoników, wafelków itp. Chyba mój odwyk działa, bo przeczuwam jakby podskórnie, ze to jest niezdrowe i nawet patrzeć mi się na to nie chce w sklepie. Wszyscy dobrze czytają? Ze zrozumieniem? Dla mnie to zaskakujące. Choć może to czasowe i chęć znów przyjdzie. Kto Was tam wie! A po drugie: moja odporność wzrosła. Jest to ewidentne. Właściwie od czasu rozpoczęcia diety (ponad 4 miesiące) nic mi się nie dzieje, a bywało, że co chwila jakiś katar, ból gardła – i ciągnęła sie infekcja w nieskończoność.  Teraz czuję się mocniejsza, bardziej odporna. Dwa razy postraszyło mnie katarem, ale trwało to dwa dni i po bólu. A pracuję w szkole z dziećmi posiadającymi jesienią i zimą katary ciągnące się do brody, kaszle i inne tego typu cudeńka właściwie cały czas. Cieszy mnie to, że bakteriozy trzymają się ode mnie z daleka.

Ale o tych bakteriozach pisać zamierzałam.

Słuchajcie, jest jakiś postęp w naszym naprowym leczeniu. Do tej pory wszystkie badania wychodziły w normie. Coś tam podkręcaliśmy, aby cykl był bliski ideałowi, ale generalnie przyczyn braku dziecka jawnych i oczywistych – brak. Bolesny i irytujący brak. Niedawno całkiem, lekarz przyglądał się wnikliwie naszej karcie obserwacji. I dumał, i dumał, i myślał, i sapał, i oczami wywracał, aż tu nagle błysk w Jego oku zdradził wszystko: coś ma! Orzekł: tu musi być jakaś bakteria. (pomyślałam sobie: bakteria? Człowieku, na miłość! Coś bardziej spektakularnego proszę! No ale dobra, lepszy rydz niż nic). Musiałam zrobić specjalne badanie, wyszło w nim oczywiście, że bakteria jest, a być jej tam nie może. Lekarz dumał jeszcze nad wyborem odpowiedniego antybiotyku, pytając mnie o przyjmowane w promieniu ostatnich dwóch lat (jakim cudem je sobie przypomniałam??? Nie wiem, ale tak się stało). Dobrał, wzięłam go i … bakterioza nie ma. WOW! Mam ochotę powiedzieć, jak moi uczniowie:”szacun” do napro, do lekarza. No i słuchajcie, gdyby nie obserwacje i karta, na której to wszystko było widoczne – pewnie byśmy do tego nie doszli. Zdecydowały o tym niuanse. To nam pokazało, że warto się z tymi obserwacjami i kartą (jasne, czasem zwyczajnie męczącymi i nudnymi) trudzić. Żaden inny, tzw. zwykły ginekolog nie wpadłby na to, bo nic innego na bakterię nie wskazywało, jedynie mały ślad w przebiegu miesiączki. Czy którąś z Was „zwykły” ginekolog pytał o to, JAK przebiega miesiączka? Bo mnie się nie zdarzyło…

Także zachęcam do wysiłku robienia rzetelnych obserwacji i zapisywania ich bez naginania rzeczywistości; te słowa kieruję również do siebie…

Gabi





Dodaj komentarz