Nawet nie wiedziałem, jak bardzo się myliłem

Świadectwo zostało wygłoszone w ramach Wielkopostnego Dnia Skupienia 9.03.2024

Ja mam na imię Rafał, a ja jestem Kasia. Chcielibyśmy podzielić się z Wami historią naszej rodziny, historią tego, jak zostaliśmy rodzicami.

Kasia: “Od 2018 roku jesteśmy małżeństwem. Wyszłam za mąż mając 35 lat, a Rafał miał wówczas 36. Nie należeliśmy do najmłodszych par w okolicy, co potwierdza, że o rodzinie można myśleć w każdym wieku. Oboje zawsze pragnęliśmy założyć rodzinę i mieć dzieci. Od początku naszej wspólnej drogi zaczęliśmy starać się o realizację tych marzeń. Szybko jednak zrozumieliśmy, że droga do rodzicielstwa jest trudniejsza, niż nam się wydawało. Przeżyliśmy dwa bolesne poronienia, które są niezwykle trudnym doświadczeniem. Mamy teraz dwójkę naszych dzieci w niebie. Jest to o tyle ważne, że doświadczenie to rzutowało na nasze późniejsze decyzje. Każdy, kto doświadczył takiej straty wie, że konieczne jest, by przejść przez okres żałoby po nienarodzonym dziecku, żeby otworzyć serce na kolejne kroki.”

Rafał: “Chcielibyśmy podkreślić, że odrzuciliśmy in vitro z dwóch powodów: z powodu naszej wiary i kwestii etycznych oraz z powodów czysto biologicznych, o których rzadko się mówi”.

Kasia: “Mój lekarz ginekolog poinformował mnie, że po próbie inseminacji moje szanse na zajście w ciążę w sposób naturalny będą praktycznie zerowe, co było argumentem o którym wcześniej nie wiedziałam. Powiedziano nam, że przy obecnych parametrach płodnościowych zajście w ciążę bez in vitro graniczy z cudem. My jednak wierzymy w cuda i wiemy, że wszystko zależy od Taty na górze.”

Rafał: “Nasz znajomy ksiądz zasugerował nam, żebyśmy zainteresowali się naprotechnologią. To właśnie tam spotkaliśmy Panią Izabelę. Proces leczenia w naprotechnologii był czasem, który bardzo nas zjednoczył. Dzięki temu poznaliśmy swoje ciała i zrozumieliśmy wiele rzeczy na ich temat. Oboje mieliśmy niskie parametry płodności, dlatego zostaliśmy włączeni w proces leczenia. Byliśmy w tym wszystkim razem, wspierając się nawzajem i dzieląc swoje zmagania.”

Kasia: “Naprotechnologia to nie tylko ziołowe leczenie czy dieta. To kompleksowe podejście, które obejmuje różne metody, w tym farmakologię i zabiegi stosowane również w konwencjonalnym podejściu. Metoda ta jednak pozwala spojrzeć na sytuację w sposób całościowy, dzięki czemu leczenie nie jest fragmentaryczne i odbywa się z poszanowaniem dla obojga małżonków.”

Rafał: “Dzięki naprotechnologii mieliśmy poczucie, że robimy wszystko co w naszej mocy, by zwiększyć nasze szanse na rodzicielstwo. Równocześnie zdawaliśmy sobie sprawę, że nasze szanse są znikome. Stąd od czasu do czasu w naszych rozmowach pojawiał się temat adopcji. Temat ten pojawił się również na spotkaniu z Panią Izą i był to dla nas impuls, by zacząć działać. Zdecydowaliśmy się rozpocząć rozeznanie ośrodków adopcyjnych, czytaliśmy książki na temat adopcji i doświadczeń innych rodziców. Udało nam się także skontaktować z parami, które już przeszły przez ten proces. Na początku temat ten dyskutowaliśmy tylko we dwoje, ale kiedy podzieliliśmy się tym z najbliższymi spotkaliśmy się z dużą otwartością i wsparciem. Osobiście miałem wątpliwości, czy będę potrafił pokochać dziecko, które nie jest biologicznie moje. Do tej pory coś ściska mnie za serce, kiedy pomyślę, jak bardzo się myliłem”. Kasia również miała swoje wątpliwości – nie wiedziała, czego się bardziej boi: ryzyka utraty  kolejnego dziecka czy adopcji. Początkowo martwiliśmy się, czy damy radę, czy będziemy potrafili zaakceptować historię dziecka, które do nas trafi. Jednocześnie wiedzieliśmy, że wszystko jest w rękach Boga…

Kasia: “Nasze kontakty z ośrodkami adopcyjnymi miały różny przebieg. Ze względu na panującą pandemię, komunikacja ograniczała się głównie do kontaktów telefonicznych, które nie zawsze były zachęcające. Na początku napotkaliśmy opór ze strony ośrodków – po dłuższej rozmowie telefonicznej poproszono nas, byśmy spisali to wszystko jeszcze raz i przesłali mailem, informowano, że jesteśmy za starzy, że nie mamy szans na małe dziecko, że najwcześniej dostaniemy dziecko za 3 lata, że tak wyglądają procesy adopcyjne. Jednak dzięki rekomendacji znajomej pary, trafiliśmy do ośrodka w Nowym Sączu, gdzie przyjęto nas bardzo pozytywnie. Po wstępnych rozmowach i dostarczeniu dokumentacji zostaliśmy zaproszeni na spotkania indywidualne, a następnie warsztaty grupowe, które odbywały się co tydzień (piątek-sobota) przez około miesiąc. Był to dla nas cenny czas, ponieważ mogliśmy spotkać się z innymi osobami w podobnej sytuacji. Dowiedzieliśmy się, że w tym ośrodku corocznie odbywa się kilka takich kursów, przez które przechodzi kilkadziesiąt  par. Spotkania miały różny charakter, włączając w to sesje z psychoterapeutami i położnymi, podczas których poruszane były trudne tematy psychologiczne, pedagogiczne, biologiczne i inne. Celem tych spotkań było nie tylko dostarczenie nam istotnej wiedzy, ale również sprawdzenie naszej gotowości do przyjęcia dziecka.”

Rafał: “Spotkania w ośrodku z każdym kolejnym razem coraz bardziej nas przekonywały do tego, że chcemy zostać rodzicami adopcyjnymi. Szczególnie zapadło nam w pamięci, że adopcja może mieć dwa z źródła: brak lub nadmiar. Osoby starające się o  przyjęcie dziecka “z braku” najczęściej nie są gotowe do tego kroku. Pragną zaspokoić własne pragnienie dziecka, jednak kiedy dziecko się pojawia i nie spełnia ich oczekiwań często doznają rozczarowania. Z kolei pary, które decydują się na adopcję “z nadmiaru” pragną podzielić się tym, co mają z małym człowiekiem, mają zasoby zarówno fizyczne, jak i psychiczne, by zaspokoić potrzeby dziecka. Nie koncentrują się na własnych wyobrażeniach, ale na dziecku.  Po głębszym rozważeniu motywów w naszych sercach byliśmy zgodni, że chcemy podzielić się naszą miłością z dzieckiem. To właśnie ta miłość w nadmiarze dawała nam siłę do kontynuowania całego procesu. Istotne jest to, że dziecko, które zostało porzucone, nie powinno doświadczać kolejnych traum, dlatego ośrodek musi mieć pewność, że dziecko trafia w odpowiednie ręce, ręce osób, które są gotowe stworzyć mu bezpieczny i kochający dom. Po zakończeniu kursu przeszliśmy ocenę prowadzących i oczekiwaliśmy na kwalifikację. To był pierwszy etap procesu, który zwykle jest krótszy niż oczekiwanie na dziecko. Po kwalifikacji zostaliśmy wpisani do bazy danych osób oczekujących. Ważna jest świadomość, że to nie jest tak, że ośrodek szuka dziecka dla rodziców. Ośrodek szuka najlepszych rodziców dla dziecka. Nasze pragnienia i gotowość były brane pod uwagę, jednak to nie my wybieramy dziecko, ale to dobro dziecka jest na pierwszym planie. W naszym przypadku wyraziliśmy chęć przyjęcia dziecka, nie wskazaliśmy płci, docelowo rozmawialiśmy też o przyjęciu więcej niż jednego dziecka, również rodzeństwa. Jedynym ograniczeniem był dla nas wiek. Zwyczajnie nie czuliśmy się na siłach przyjąć dziecka w wieku, na przykład 13 lat.”

Kasia: “Dwa miesiące po przejściu przez kwalifikację, otrzymaliśmy telefon z ośrodka. To było bardzo dziwne uczucie – byłam tak zaskoczona, że kompletnie o nic nie zapytałam. Po prostu udaliśmy się na spotkanie do ośrodka , zupełnie nie wiedząc, co nas czeka. Zazwyczaj rodzice otrzymują kartę dziecka, potem mają czas, żeby się zastanowić, czy chcą poznać dziecko. W naszym przypadku dziecko, z którym mieliśmy się spotkać, było niedaleko i dostaliśmy możliwość zobaczenia go tego samego dnia. Dostaliśmy pół godziny, aby się przygotować, mogliśmy zrobić drobne zakupy, jak kocyk, czy pluszak, żeby poczuć, że nie idziemy z pustymi rękami na spotkanie.”

Rafał: “Chcę podkreślić, że doskonale pamiętam tamten dzień i wszystko, co się wydarzyło, ponieważ emocjonalnie było to dla mnie bardzo silne przeżycie. Pół godziny przed naszym pierwszym spotkaniem dowiedzieliśmy się, że synek ma cztery miesiące.”

Kasia: “Kiedy mama zastępcza przyprowadziła dzieciątko, byłam w szoku. Całkowicie nie wiedziałam, co mam robić, bo pojawił się przed nami tak mały bobas. Mama zastępcza zapytała, czy chcę potrzymać synka.  Zadała mi pytanie: Czy mama chce potrzymać synka? Na co ja w myślach: ,,Mama? Gdzie? Kto? Ja?” Wzięłam go na ręce, ale byłam w szoku i nie bardzo wiedziałam co mam robić. Zauważyłam, że chłopczyk patrzy na Rafała. Powiedziałam, że tata też chce go potrzymać i przekazałam mężowi. Pamiętam, jak w pewnym momencie bobasek zwymiotował na Rafała. Muszę przyznać, że Rafał jest człowiekiem pedantycznym, więc myślałam, że to koniec, ale zobaczyłam, jak patrzy na tego małego człowieka, a ten dzidziuś na niego. I poczułam spokój.”

Rafał: “Wiedzieliśmy, że pierwsze spotkanie może wyglądać różnie, zwłaszcza, że często dzieci są większe i świadome. My nie byliśmy przygotowani na tak małe dziecko. Jednak już w drodze powrotnej po tym pierwszym spotkaniu, z samochodu zadzwoniliśmy, żeby potwierdzić, że jesteśmy gotowi, że chcemy przyjąć synka. Po zadeklarowaniu naszej gotowości rozpoczęła się procedura preadopcji, która wymagała decyzji sądu. Jednak przez cały ten czas mieliśmy możliwość odwiedzania synka w rodzinie zastępczej. Kiedy małżonkowie oczekujący na dziecko naturalnie poczęte uczą się chodząc do szkoły rodzenia, my uczyliśmy się od rodziny zastępczej, jak opiekować się dzieckiem.”

Kasia: “Pewnego razu, odwiedzając synka w rodzinie zastępczej, mama zastępcza powiedziała do mnie, że modlili się o dobrych rodziców dla niego, na co ja odpowiedziałam, że my również modliliśmy się o to, żeby nas znalazł. Wierzymy głęboko, że te dwie modlitwy się spotkały. Po kilku wizytach w rodzinie zastępczej, sąd wydał orzeczenie, że możemy przystąpić do preadopcji, co oznaczało, że możemy zabrać synka do naszego domu. W drodze zatrzymaliśmy się na stacji paliw w Brzesku z płaczącym dzieckiem. Nowa sytuacja dla nas i nie za bardzo wiedzieliśmy, jak się zachować. Najpierw przewinęliśmy pieluszkę, ale nic to nie dało. Lulaliśmy i bujaliśmy, ale nic. Na koniec doszliśmy do wniosku, że chyba jest głodne, i jakoś udało nam się przygotować mu posiłek. Nagle okazało się, że jesteśmy w zupełnie innej rzeczywistości.”

Rafał: “Ostateczną rozprawę w sądzie mieliśmy wyznaczoną na koniec marca. Sędzia najpierw czytała opinie kuratora, a później nas pytała o synka: jak się nim opiekujemy, jakie dziecko ma przyzwyczajenia. To była swoista weryfikacja, aby upewnić się, że mówimy o tym samym dziecku i że mówimy prawdę. Pytali nas o kredyt, o mieszkanie, ale także o rodzinę i o to, co myślą bliscy na temat adopcji. Nasza rodzina pokochała naszego synka i to musiał usłyszeć sąd.”

Kasia: “W pewnym momencie sędzia zapytała Rafała, czy chciałby jeszcze coś dodać. Pomyślałam, co mąż może jeszcze chcieć powiedzieć, skoro ja już wszystko powiedziałam?! Widziałam, jak drga mu warga, i przez łzy powiedział, że synek chyba woli jego niż mnie. W pewnym sensie była to prawda. Ze mną spędzał może więcej czasu, ale na widok taty zawsze pojawiał się na jego buzi uśmiech”.

Rafał: “Po wyroku sądu wszystkie dokumenty trafiły do urzędu stanu cywilnego, gdzie nasz synek dostał nowy akt urodzenia, w którym widniejemy jako jego rodzice. Kończąc tę historię, chciałbym powiedzieć, że nasz synek niestety nie mógł dziś z nami przyjechać, bo jest chory. Natomiast dzieciątko, które przyjechało dziś z nami to nasz drugi synek,  tym razem urodzony naturalnie. Miesiąc po przybyciu do nas synka “z serduszka” dowiedzieliśmy się, że Kasia jest w ciąży. Było to dla nas ogromne zaskoczenie, znów nie byliśmy przygotowani, ale ogromnie się ucieszyliśmy. Wtedy pomyśleliśmy, że nasz synek będzie miał rodzeństwo. Teraz jest już starszym bratem.

Mówiłem wcześniej o wątpliwościach dotyczących adopcji i mojego zdumienia, czy będę w stanie pokochać dziecko, które nie jest ze mną spokrewnione. Gdy dowiedzieliśmy się, że Kasia jest w ciąży, zaczęły się kolejne wątpliwości. Czy będę w stanie pokochać kolejne dziecko tak mocno, jak kocham naszego pierwszego synka? Okazało się, że jestem w stanie. Znowu się myliłem.

Na koniec chcę powiedzieć, że w dalszym ciągu mamy kontakt z ośrodkiem adopcyjnym, który cały czas nas wspiera. Wiem także, że część par z naszego kursu zostało już szczęśliwymi rodzicami.

Chciałbym podkreślić, że mamy z żoną świadomość, że zostaliśmy obdarowani, że mamy dwa cuda w domu. Jest to olbrzymia radość, ale też odpowiedzialność. Wierzymy, że cuda powtarzają się każdego dnia. Gdy człowiek jest zmęczony, potargany, wypierzony, wystarczy jedno spojrzenie, by wszelkie chmury zniknęły. Polecamy rodzicielstwo, mimo że wymaga często rezygnacji z siebie. Jest to wymagająca droga, która jednak daje bardzo dużo radości. Każdy człowiek jest wartością i jak to powtarzała nasza opiekunka w ośrodku adopcyjnym – świadomość dziecięctwa Bożego, świadomość, że każdy z nas pochodzi od jednego Ojca, pomaga otworzyć się na drugiego człowieka, bez względu na to, jaka jest jego historia. Jesteśmy dozgonnie wdzięczni i modlimy się za wszystkie osoby, które stanęły na naszej drodze do rodzicielstwa – wszystkich pracujących w ośrodku adopcyjnym, rodziców zastępczych, rodzinę, przyjaciół i znajomych za ich świadectwa, lekarzy i pielęgniarki. Zachęcamy wszystkich do wspólnego rozeznawania w małżeństwie, czego się pragnie i czego pragnie Bóg.”

Kasia: “Chciałabym podzielić się jeszcze jednym spostrzeżeniem z kursu. W pewnym sensie, wszyscy jesteśmy adoptowani, jesteśmy przybranymi dziećmi Ojca w niebie. Pan Jezus był adoptowany, mając teściów mamy adoptowanych rodziców, a teściowe w pewnym sensie adoptują nas jako synów i córki. Miłość to wybór, to decyzja. Adopcja to po prostu otwarcie serca na drugiego człowieka i przyjęcie go do naszego życia każdego dnia, tak samo jak robimy to z innymi ludźmi, przyjmując ich do naszego serca.”

Rafał:  “A ilość miłości w życiu, gdy są dzieci, tylko rośnie.”

 

Serdeczne podziękowania dla Magdy za przepisanie świadectwa z nagrania











Dodaj komentarz