Chrześcijanie powiedzą, że dokładnie o to chodzi w przykazaniu Pana Jezusa: „Kochaj bliźniego swego jak siebie samego” czyli postaw dobro twojego bliźniego w centrum twojego zainteresowania, kiedy wchodzisz z nim w relację, dokładnie tak samo jak każdego dnia stawiasz odruchowo swoje własne dobro w centrum swojego zainteresowania, kiedy używasz rzeczy, aby zaspokoić swój głód, pragnienie, ciekawość, dać sobie chwilę odpoczynku etc. Inne osoby nie mogą służyć zaspokajaniu naszych własnych potrzeb – nawet tych najpiękniejszych jak potrzeba wspólnoty czy rodzicielstwa. Grzeszymy przeciw tej zasadzie, kiedy wykorzystujemy kogoś manipulując nim, wpływając na jego decyzję poza jego świadomością, posługując się nim do osiągnięcia celów, których być może nawet nie jest świadomy. Niemniej jednak czasami przekraczanie tej zasady bywa zabawne. Znacie ludzi, którzy są tzw. zagadywaczami? Potrzebują słuchaczy, nie tyle zatem rozmówców, którzy wejdą z nimi w interakcję, ale właśnie słuchaczy. Przed takimi osobami zwykle zwiewamy, bo wiemy, że ich wielka potrzeba wygadania się tak w istocie nie wymaga obecności konkretnej osoby, ale kogoś w ogóle. Inni ludzie służą takim osobom jedynie jako coś, co daje możliwość wylania potoku słów – właśnie „coś” a nie „ktoś”. Z „kimś” się rozmawia, „coś” potrzebne jest tylko po to, aby potokowi słów nadać kierunek. Uprzedmiatawianie człowieka dokonywać się może na różnych płaszczyznach – od tych najpoważniejszych do tych najbardziej zabawnych. Odebranie człowiekowi godności polega właśnie na jego uprzedmiotowieniu, uczynieniu zeń narzędzia do zaspokajania naszych pragnień – nawet jeśli są one najlepsze i najwspanialsze.
Jak to się ma do in vitro? Otóż, niestety dosyć prosto. Nie da się ukryć, że rodzice, którzy decydują się na taką właśnie procedurę, chcą mieć dziecko, aby zaspokoić swoją – tu zgoda – jak najbardziej świętą, piękną i wspaniałą potrzebę rodzicielstwa. Ale niestety, żadne ludzkie życie – realne czy potencjalne – nie może być wykorzystywane do tego, czy powoływane do istnienie tylko dlatego, aby zaspokoić naszą najlepszą nawet ludzką potrzebę czy pragnienie. Nie można powoływać do istnienia żadnego życia ludzkiego po to, aby zaspokoić potrzebę wpisaną w inne ludzkie istnienie. W przeciwnym razie traktujemy to właśnie ludzkie istnienie, które powołujemy do życia instrumentalnie, przedmiotowo. Posługujemy się nim dla naszego własnego dobra. I tu jest właśnie punkt wspólny łączący metodę in vitro i aborcję. Obie procedury – choć jedna jest morderstwem niewinnego ludzkiego życia a druga powołaniem go do istnienia – należą do tej samej cywilizacji śmierci, ponieważ obie one opierają się na tym, że traktujemy życie ludzkie instrumentalnie – tworzymy je, albo zabijamy zależnie od naszych potrzeb. Akt wykonawczy jest inny, ale zasada działania taka sama – postępujemy z życiem ludzkim, z innym istnieniem ludzkim mając na celu takie a nie inne nasze własne cele, pragnienia i zamierzenia. Alby zrealizować to, czego chcemy, czasami musimy kogoś uśmiercić, a czasami kogoś do życia powołać (a czasami obie te rzeczy jednocześnie, jak dzieje się w przypadku metody in vitro). Ale zawsze chodzi o nas – my jesteśmy celem, a to inne ludzkie życie jedynie środkiem do tego celu.
Jedno chciałbym jeszcze wyjaśnić. Dokładnie z tych samych powodów, dla których metoda in vitro nie jest ok, nie jest również w porządku polecanie wszystkim cierpiącym z powodu bezpłodności małżeństwom adopcji, jako lekarstwa na ich cierpienie. Tak samo jak nie wolno sztucznie powołać do istnienia dziecka, aby zaspokoiło naszą potrzebę rodzicielstwa, tak samo nie można wziąć sobie dziecka z sierocińca, tylko po to, aby zaspokoić naszą potrzebę rodzicielstwa. Właściwą postawą do adopcji jest postawa, kiedy ktoś ma świadomość, że skoro Pan Bóg nie obdarzył go własnymi dziećmi, to być może daje mu to możliwość zaopiekowania się – czyli poświęcenia swojego serca, czasu i kieszeni – innym dzieciom, które nie mają rodziców. Ale w takim myśleniu celem są te dzieci, a nie zaspokojenie potrzeby rodzicielstwa. Adoptujemy dziecko dla jego dobra, a nie dla naszego dobra – choć oczywiście nasze dobro też zostanie w ten sposób osiągnięte (przynajmniej istnieje taka możliwość).
Dlaczego pobyt zarodka na szkle narusza jego godność? Ponieważ znalazł się on tam, aby zaspokoić potrzeby innych ludzi. Jest on na tym szkiełku dokładnie w tym samym celu, w jakim na taśmie produkcyjnej w fabryce samochodowej są szkielety samochodów – aby zaspokoić potrzeby ludzi, klientów, nabywców. Różnica polega jedynie na tym jakie potrzeby się zaspokaja – czy są to potrzeby bycia rodzicem, czy potrzeby komunikacji przestrzennej. Dlaczego umieszczenie dziecka w inkubatorze nie niszczy jego godności? Ano właśnie dlatego, że ratujemy życie tego dziecka dla niego samego. Nawet gdyby nie było rodziców, którzy chcieliby dziecko z inkubatora odebrać i tak ratowalibyśmy jego życie. Gdyby nie było ludzi, którzy chcą „odebrać’ dziecko na końcu procedury zapłodnienia in vitro – nie było by sensu wdrażać procedury.