raz... dwa... trzy... szukam

1…2…3…szukam!

W szkole zawsze uczono mnie, że każda opowieść musi mieć wstęp, rozwinięcie, zakończenie. Później ja sama też tego uczyłam, bo uważam że pewne uporządkowanie myśli jest ważne. Taka trójdzielność kompozycji, także na gruncie życiowym, tworzy pełnię.
W prowadzeniu mojego bloga będę trzymała się tej zasady i spróbuję nadać tej historii pewną chronologię, co oznacza, że za niedługo sięgnę trochę wstecz.
Wstęp do tego dzisiejszego wpisu powinien odpowiedzieć na pytanie, skąd nazwa? 1…2…3…szukam! Pierwsze i słuszne skojarzenie wywodzi się od znanej pewnie wszystkim dziecięcej zabawy w chowanego. Gdy byłam malutką dziewczynką bardzo lubiłam w to grać, być może dlatego, że zabawa wiązała się z nutką tajemnicy, dreszczykiem emocji, radością odkrywania. To wszystko towarzyszyło mi też później, gdy dorastałam… tylko robiło się chyba coraz mniej radośnie.
1…2…3…szukam: naszego maleńkiego a równocześnie największego szczęścia, siebie samej, odpowiedzi na wiele pytań kłębiących się w głowie, nieraz też tych fundamentalnych.
1…2…3…mijają lata ciche, puste, bo nie wypełnione nadzieją w brzuszku, a równocześnie pełne wątpliwości, zmagań, niecierpliwego oczekiwania, takiego co to przeskakuje z nogi na nogę.
Mam nadzieję, że po niedługiej (znów ta niecierpliwość) chwili zamieni się w słowa prawdziwego oczekiwania na przyjście na świat naszego dziecka. I tu dotykam sedna… Maleństwo jest naszym największym marzeniem, o którego spełnienie staramy się od pamiętnej dla nas zimy, kiedy to polecieliśmy do Rzymu.. podróż niezapomniana, pełna pięknych spotkań i wędrówek także a może przede wszystkim duchowych i w głąb siebie.
Później znów jakieś „róże, podróże, Bóg wie co…” a u nas w zasadzie bez zmian w tym najważniejszym temacie… zastój, marazm, zwątpienie. Właściwie źle powiedziane… powinno być – u mnie, bo u męża serce pełne wiary i optymizmu – „Pamiętaj, że w końcu nam się uda”. Chciałabym się takim pozytywnym myśleniem od niego zarazić. Po trzech latach szczęśliwego małżeństwa chyba trochę mi się udaje, ale wciąż za mało. Cóż… trzeba nieustannie nad sobą pracować.
Dzielnie i wytrwale staramy się powoływać do życia naszego potomka. Tylko to jeden z wielu tematów, w którym od człowieka nie wszystko zależy.. zatem wyciągamy ręce aż mdleją.
Zasiewamy, zasiewamy…

Tekstura





Dodaj komentarz