w poszukiwaniu...

w poszukiwaniu… chcenia naprawdę

Dotyka mnie ostatnio moje własne chcenie dziecka.

Zmagając się dwa lata z problemem niepłodności, przeszłam przez wiele etapów chceń, czyli pragnień dziecka. Było wiele takich momentów, które wyzwalały we mnie płacz i gniew, ale w sumie, po jakimś czasie przyglądania się sobie stwierdziłam, że nie płaczę za dzieckiem, ale dlatego, że moje życie nie toczy się tak, jakbym tego chciała. Płacz, bo moje plany się nie urzeczywistniają, bo nie jestem w takim razie kochana przez Boga, bo cały świat mi robi na złość. Ech… był to trudny bardzo czas płaczu ze złości, gniewu, niezadowolenia i po prostu pychy. Wiele razy starałam się w tym odnaleźć Pana Boga w tym wszystkim, ale było to bardzo trudne.

Jednak doświadczyłam, że Pan Bóg nas nie zostawił, choć usłyszał ode mnie z nawiązką co o Nim myślę. Nieustanne, karkołomne wręcz doświadczanie sakramentu pojednania, karmienia się Ciałem Pańskim jakoś nas podtrzymało. I widzę, jak zmieniło się moje serce (choć czasem nadal jest naprawdę trudno zaakceptować życie), to jednak moje serce jest bardziej wolne, bardziej uległe wobec Woli Bożej, bardziej skore do przyjmowania codzienności. I, co zaskakujące, chyba po raz pierwszy  ostatnio rozpoznałam u siebie takie po prostu, zwykłe, proste pragnienie dziecka. Że chcę, żeby ono było, żeby weszło do naszej rodziny ze wszystkim, co dziecko niesie. Czuję jakąś zgodę na nieprzespane noce, zmęczenie itd, itd, itd. Nie traktuję tego w sobie zadaniowo, tylko czuję się otwarta. Ciekawe, co przyniesie ten kolejny etap…

Gabi





Dodaj komentarz