raz... dwa... trzy... szukam

Lepiej późno, niż…

Ten wpis powinnam rozpocząć od przeprosin, kierowanych głównie do tych, którzy być może śledzili naszą historię, którzy czekali w napięciu na „co dalej..”, przepraszam, że dopiero teraz blogowo „odżyłam”.
Dalej było różnie, jak to w życiu. Doktor potwierdził radosną nowinę i to najważniejsze! Później były chwile trudne, bo ciąża była zagrożona, więc oczy i serca mieliśmy pełne strachu; ale i chwile bardzo szczęśliwe, takie jak na przykład pierwszy kopniak z głębi brzuszka dokładnie o północy, podczas Pasterki.
Tak to już jest, że „radość się z troską plecie”, to nas hartuje, wzmacnia. Czas oczekiwania na maleństwo, mam tu na myśli także czas naszej niepłodności, macierzyństwo, za które Bogu dziękuję są wielkim darem. Od nas samych zależy co z tym darem zrobimy, jak go przyjmiemy. Każde doświadczenie czegoś uczy, choć nierzadko nie potrafimy zwerbalizować konkretnie tej nauki, to jednak nie jest nam ono dane na darmo.
Swój pierwszy Dzień Matki „świętowałam” w szpitalu, bo u naszej córeczki pojawiło się podejrzenie wady serca, sam poród też odbiegał od naszych wyobrażeń, przede wszystkim dlatego, że nie odbył się naturalnie tylko przez CC itd., itd. Wspominam o tych doświadczeniach po to, żeby pokazać, że nie ma co snuć najlepszych według nas scenariuszy na życie, planować. Trzeba się poddać. Jest Coś, jest Ktoś więcej, kto lepiej nas zna i wybierze dla nas najlepsze rozwiązanie. Jeszcze wiele lekcji przyjdzie nam odebrać. Naszą córkę przywitaliśmy na świecie w Roku Wiary i myślę, że to właśnie jest fundament wszystkich zmagań z naszymi większymi, mniejszymi bolączkami. Trzeba zaufać! Naszej córce nadaliśmy imię Krystyna, bo znaczy „należąca do Chrystusa”.
Wytrwałości, modlitwy trzeba zawsze, bo to przecież nie koniec. Raz… dwa…trzy… szukam! Poszukiwania Najważniejszego nie ustają, a co raz się znalazło, nie może się zgubić.

Tekstura





Dodaj komentarz