raz... dwa... trzy... szukam

Napro…wrażenia

Wakacyjną, lipcową porą udaliśmy się do Krakowa na pierwsze, jeszcze organizacyjne spotkanie z naprotechnologią. Towarzyszyły nam: lekki niepokój z serii tych, które zadają pytanie „jak to będzie?” i ciekawość, bo przecież zaczynaliśmy coś zupełnie nowego, co rozbudzało w nas nadzieję.
Na progu miejsca, w którym mieliśmy się spotkać z instruktorem modelu Creightona, poznaliśmy jeszcze jedną parę, która tak jak my, chciała dowiedzieć się czegoś więcej o naprotechnologii.
Pani Iza, nasza instruktorka, która już w rozmowie telefonicznej wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, wzmocniła je podczas prezentacji, w której szczegółowo wszystko omówiła. Nie mieliśmy wątpliwości, że chcemy spróbować. Otrzymaliśmy wszystko co potrzebne i zaczęliśmy obserwacje. Na starcie, ku naszemu wielkiemu zdziwieniu,no bo jak to… mieliśmy zacząć od powstrzymania się od współżycia :-) Nie było lekko, ale przecież przed nami wielki cel, więc podjęliśmy wyzwanie. Na kolejnych spotkaniach z panią Izą wszystko stopniowo przyswajaliśmy i zawsze wyjeżdżaliśmy z Krakowa wzmocnieni poczuciem, że jesteśmy na dobrej drodze. Pierwszy raz czuliśmy, że ktoś naprawdę się nami zainteresował, że zadaje pytania, których nigdy wcześniej nie usłyszeliśmy, a które powinny być zadane. Łapałam się na tym, że nie znam odpowiedzi na większość z nich, a przecież powinnam, bo to dotyczyło mojego organizmu. Jedyną odpowiedzią było najczęściej „bo tak lekarz kazał”, chociaż nie wyjaśniał.
W drugim cyklu obserwacji dostrzegłam śluz z serii „najlepszy z najlepszych”, ale pamiętałam o tym, że przecież instrukcja „stop” obowiązuje nas nadal. Napisałam jednak sms-a do p. Izy z pytaniem, czy może zaświeci nam już zielone światło. Odpowiedź była jak najbardziej aprobująca. Zabraliśmy się do dzieła.
Owulacji wtedy jednak prawdopodobnie nie było, bo badanie poziomu progesteronu, które później zrobiłam na to nie wskazywało. Pojawił się za to kolejny „pik”, więc jak mówi moja znajoma „daliśmy szansę Panu Bogu”. Kilka dni po „piku” poszłam na ponowne badanie poziomu progesteronu, aby potwierdzić owulację, ale tym razem przychodnia, w której robiłam badanie zawiodła. Zamiast progesteronu zrobiono mi badanie poziomu prolaktyny i w ten sposób nie dowiedziałam się, co i jak z jajeczkowaniem. Obserwowałam dalej i naklejałam, naklejałam, naklejałam…
Nadszedł czas moich urodzin. Pomyślałam sobie w tym dniu, że dobrze by było coś z tym wszystkim zrobić tak na poważnie i może czas się ruszyć do Ziemi Świętej. Już jakiś czas temu przeczytałam kilka artykułów o pielgrzymce małżeństw niepłodnych i bardzo mnie to zainteresowało. W dniu urodzin pomyślałam, że co mi szkodzi napisać do księdza, który to wtedy organizował. Pisałam z intencją, że może mi za pół roku odpisze albo wcale. Nie zdążyłam jeszcze dostać raportu o dostarczeniu sms-a, gdy tenże oddzwonił.
Długa to była rozmowa, bardzo ciepła i wzmacniająca. Okazało się, że wyjazd jest planowany na początek listopada i że są jeszcze wolne miejsca, więc można śmiało jechać. Pozostało tylko zdobyć na to fundusze. Wstępnie postanowiliśmy wpisać się na listę potencjalnych pielgrzymów.
Popołudniu była piękna pogoda, więc wyjazd w skały był obowiązkowy. Mężowi udało się zrobić jego wymarzoną drogę i zdobyć mocną cyfrę. Nagrodą dla mnie, czyli dla dzielnego asekuranta i solenizantki, było podjechanie do Św. Anny. Bardzo mnie to wzruszyło, bo jakiś czas temu w chwili kryzysu „staraczkowego” zwróciłam się z prośbą o modlitwę do tamtejszych sióstr w naszej intencji i wiem, że się za nas modlą.
Wzruszeń w tamtym miejscu było więcej. Wzięliśmy udział w mszy św. w intencji Moniki z prośbą o znalezienie stałej pracy, pierwsza łezka kapła, bo przecież ja sama straciłam pracę… druga łezka kapła, gdy starszy ksiądz w modlitwie powszechnej powiedział o tym, żeby się zbyt wiele nie troskać, tylko zaufać, bo On chce dla nas jak najlepiej i pokornie przyjmować wszystko … trzecia łezka kapła przy Komunii pod dwiema postaciami.
Uklęknęliśmy jeszcze oboje przed ołtarzem św. Anny i zanieśliśmy jej to, czym wypełnione były nasze serduszka. W drodze powrotnej do domu jeszcze kolacja i wiele ciepłych, składanych telefonicznie życzeń od przyjaciół.
Piękne urodziny!

Tekstura





Dodaj komentarz