w poszukiwaniu...

przygód szpitalnych-dzień przedprzedostatni

Ingloriel – serdecznie Ci dziękuję za komentarze! To taki duży doping. Dzięki, dobrze wiedzieć, że ktoś to czyta…

Poniedziałek. Już mdło mi się robiło na myśl, że od nowa trzeba będzie przechodzić przez to suche w gardle czekanie. Zwlekłam się raz i drugi, żeby pochodzić po szpitalu, ale nie szło mi. Leżałam czekając, pół na pół obstawiając, że znowu coś wyskoczy i plan operacyjny spełznie na niczym. Po południu stresowałam się tak, że po raz kolejny bolały mnie dłonie. Ech… koło godziny 15.00 czekałam już jak na szpilkach, ale cisza na planie. Nikt po mnie nie przychodzi. Bardzo, ale to bardzo się denerwowałam.

Pielęgniarka przyszła po mnie koło godziny 17.00. ALLELUJA! I z czego się cieszysz, szalona babo, pomyślałam po chwili, przecież zaraz będą Cię usypiać i kroić. Chyba najgorsze w tym wszystkim jest to, że na blok operacyjny idzie się na własnych nogach, bez żadnego „głupiego Jasia”. Zatem widzisz te wszystkie sprzęty, lampy, stół operacyjny, słyszysz personel rozmawiający na Twój temat, np. Słuchaj, co damy Pani na zwiotczenie??? Jak to usłyszałam, to pomyślałam sobie, że proponuję cokolwiek, byle szybciej. No i uśpili mnie. Maska na twarz, okropnie cuchnący nawiew (nie mogłam tego wytrzymać jeszcze przez dwa dni po operacji – ciągle to w sobie czułam. Ale spokojnie, inne pacjentki tak nie miały). Operacja 2, 5 godziny. Obudziłam się i …lekko mi odbiło po tych chemicznych środkach. Zatem kilka słów o tym, jaki człowiek jest durnowaty po tej narkozie:

Wybudzono mnie jeszcze na bloku operacyjnym. W amoku całkowitym popłakałam się wielkimi łzami i mówiłam, że chcę do domu, żeby mnie wypuścili. Jakiś lekarz zaczął do mnie coś mówić, to nakrzyczałam na niego, że z nikim oprócz pana doktora, który mnie operował rozmawiać nie będę. Rozbawiłam ich skutecznie. Zawołali do lekarza: chodź, bo ta dziewczyna z nikim innym nie chce gadać. Przyszedł kolejny rozbawiony, a ja pierwszą rzecz do niego (jednocześnie grożąc palcem): użył pan żel?!!! – o żelu na końcu -  (p.s. użył, 700 PLN do tyłu). Zza głowy zobaczyłam panią pielęgniarkę, która przyjechała po mnie i mówię do niej: O, ta miła pani tu jest! Jak dobrze! Potem wieźli mnie do mojej sali i po drodze zobaczyłam mojego męża, więc wrzasnęłam na cały hol: Kociuuuuu!!! Szpital pękał za śmiechu… W sali zaczęło mnie telepać z zimna, że aż drugi koc mi dali. Ech… jest to możliwy skutek uboczny. Przeszło. Dziewczyna obok mnie też była po operacji i miałyśmy obie podłączony czujnik oddychania. Ona za płytko oddychała, bo bardzo otyła, i ciągle jej czujnik piszczał. Nareszcie wrzasnęłam: Zosia, oddychaj głęboko, do cholery! Lekarz jeszcze przyszedł, pogadał z mężem, coś się pośmiali, ale już nie wiem, o czym, bo miałam odlot. Nie wymiotowałam wprawdzie, ale mdliło mnie grubo przez 2 godziny. Potem nie mogłam spać, bo Zosia chrapała, jak szalona. A do tego przeszkadzał mi cewnik. I szaleńczo śmierdziało mi tą narkozą wokół! Serio. Bosz…Dopiero na drugi dzień, po wypiciu wody, po zjedzeniu, przestałam tak intensywnie czuć w sobie ten medykamentowy, chemiczny smród. Coś okropnego! Ale – do przeżycia!!!

O wynikach operacji – następnym razem.

Żel – do operacji ginekologicznej warto zaopatrzyć się w żel przeciwzrostowy. Użyty w czasie operacji do wnętrza ciała – że się tak wyrażę – chroni i zapobiega przed powstaniem zrostów, które również skutecznie mogą blokować możliwość poczęcia. Także lepiej dać te 650 zł, ale nie wpaść z deszczu pod rynnę. Żel nie zawsze jest używany – lekarz decyduje, czy trzeba. I ważna informacja: nie trzeba kombinować, cudować i nie wiadomo od kogo kupować ten żel na ileś tygodni przed zabiegiem. Można spokojnie w szpitalu od położnych wziąć ulotkę, zadzwonić na podany numer i pani dowiezie do szpitala ten żel nawet tego samego dnia. Poczytajcie o żelu więcej, jeśli Was to interesuje:

http://zrosty.pl/hyalobarrier-gel-hyalobarrier-gel-endo/

Gabi

Komentarze: (1)


  1. Wiesz Gabi, przeżywanie Twojej historii dostarcza mi wrażeń. Hm, jakby naprotechnologiczny serial w odcinkach: przeżywam emocje razem z Tobą, bo my po wyeliminowaniu wszystkich czynników szkodliwych dla płodności możemy tylko czekać. Co prawda czekamy z radością i nadzieją i to też są pozytywne emocje, ale czas okropnie się dłuży.
    Czytam Twoje wpisy i podziwiam, że jesteś taka dzielna i cieszę się, że zachowujesz poczucie humoru :)
    Zobacz – nawet zakręcona narkozą pamiętałaś o ważnej sprawie – o profilaktyce zrostów. Tak trzymaj – modlę się za Was i całą naprotechnologię na świecie! :)

Dodaj komentarz